W niedzielę wolność (1): Ta ostatnia niedziela…

afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej W niedzielę wolność (1): Ta ostatnia niedziela…

Rozpoczynamy dziś cykl relacji z Sudanu Południowego, gdzie przebywa Jędrzej Czerep, który będzie relacjonował przebieg ostatnich przygotowań i samego referendum. W niedzielę, 9 stycznia, Sudańczycy z Południa zadecydują o przyszłości swojej ojczyzny i będą mogli wybrać niepodległość.

Wielki billboard w centrum Juby odlicza pozostałe dni do głosowania nad niepodległością Południowego Sudanu. Jeszcze tylko 2,1,0… i rozpocznie się najważniejszy plebiscyt dekady w Afryce. Chociaż w do wyboru będą dwie opcje: jedność (symbol dwóch dłoni w uścisku) lub separacja (jedna otwarta dłoń), tutaj w Jubie chyba nikt nie ma wątpliwości. Referendum = upragniona secesja.

Na granicy ugandyjsko-sudańskiej w Nimule duży ruch. Do Juby ciągną Południowi Sudańczycy z diaspory, wyjeżdżają przezorni Kenijczycy, którzy wolą przeczekać niespokojny czas z dala od centrum wydarzeń. Jimmy urodził się w wiosce położonej 100 km od Juby. Od wielu lat mieszka w Kampali w Ugandzie, dokąd jego rodzina uciekła przed sudańską wojną domową. Przez ostatni tydzień razem z innymi Sudańczykami z Południa chodził prosić litościwe Niebiosa o pomyślny przebieg referendum i o lepszą przyszłość dla swojej ojczyzny. Dźwięki bębnów, przy których modlili się wojenni uchodźcy było też słychać w Nairobi i innych miastach Kenii, Etiopii czy Ugandy. Wczoraj Jimmy wsiadł w autobus i po pełnej wertepów, piaszczystej drodze przyjechał w rodzinne strony. Nie był tu od kilku lat. Zagłosuje za niepodległością, po czym wróci do Kampali, gdzie będzie z niecierpliwością czekał na wyniki. Może za jakiś czas, jak przeminą emocje, wróci na dobre.

W Jubie z dnia na dzień coraz większe ożywienie. Przybywa plakatów wzywających do głosowania, po ulicach krążą pickupy z wielkimi głośnikami, przez które aktywiści nawołują mieszkańców do stawienia się przy urnach. Nie chodzi już nawet o przekonywanie niezdecydowanych – tych ze świecą szukać. Autonomiczny rząd przypomina jednak, aby wszyscy zarejestrowani wyborcy przyszli oddać głos. Żeby świat, a złaszcza prezydent Bashir z odległego Chartumu, uznał niepodległość nowego państwa, zwycięstwo musi być wyraźne.

Wczoraj tematem dnia była wtorkowa wizyta Omara al-Bashira w Jubie. Miejscowi żartują, że poszukiwany przez Międzynarodowy Trybunał Karny prezydent z Pólnocy przyjechał pożegnać się z miastem, w którym nie ma już czego szukać. Przywitały go wymowne bannery z hasłem “Bye Bye Khartoum”, nie będziemy tęksnić za wojną, dyskryminacją i próbami narzucenia obcego nam szariatu. Władca wezwał do głosowania za jednością i obiecywał, że Południe teraz już tak naprawdę zobaczy zyski z wydobywanej na swoim terenie ropy. Wygląda jednak na to, że pogodził się z utratą tej najbardziej czarnej, chrześcijańsko-animistycznej części swojego kraju. Południowcy odetchnęli z ulgą, gdy powiedział, że pogodzi się z każdym wynikiem referendum.

Zegar tyka, głosowanie już w niedzielę.

Jędrzej Czerep

 Dokument bez tytułu