Wyścig o fotel prezydencki w Demokratycznej Republice Konga (DRK) właśnie się rozpoczyna. W listopadowych wyborach Kongijczycy wybiorą nowego przywódcę kraju. Istnieją jednak obawy, że kampania i wybory doprowadzą do wybuchu kolejnego konfliktu.
Dotychczasowy prezydent, Joseph Kabila, będzie chciał utrzymać się przy władzy. Jak pokazuje przykład poprzednich wyborów, Kabila zrobi wszystko, żeby nadal być prezydentem. Kabila już zresztą wprowadził szereg zmian do konstytucji zwiększając zakres swojej władzy i wprowadzając zasadę tylko jeden zwycięzca wygrywa, zamiast wyłaniania prezydenta w dwóch turach. To sprawi, że opozycja będzie musiała się zjednoczyć, aby wystąpić z jednym, wspólnym kandydatem, który byłby w stanie zagrozić Kabili. To może być jednak bardzo trudne, zważywszy na rozbieżności w obozie przeciwników obecnego prezydenta. Każdy kandydat opozycji ma wysokie mniemanie o sobie i o swoich umiejętnościach i trudno będzie w tym przypadku o konsensus.
Z drugiej strony wiodący liderzy opozycji, tacy jak Etienne Tshisekedi, deklarują gotowość wspólnego działania z innymi przeciwko Kabili. Problem w tym, że jednocześnie nie widzą nikogo poza sobą, na miejscu kandydata zjednoczonego frontu opozycyjnych ugrupowań. Podobne deklaracje składa inny rywal Kabili, wcześniej jego sojusznik, Vital Kamerhe.
Kamerhe też chce wspólnego frontu, ale nie ukrywa też swoich ambicji. Tym bardziej, że w 2006 roku zdobywał doświadczenie wyborcze, prowadząc kampanię obecnego rywala, Kabili. Zbliżającej się kampanii nie skomentował jeszcze Jean Pierre Bemba, największy wróg Kabili, który miał największe szanse na przejęcie władzy w poprzednich wyborach. Obecnie Bemba znajduje się w Hadze, przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości, i przebywa w areszcie za zbrodnie jakich dopuścił się w Afryce. Jednak prawnik Bemby wierzy, że jego klient będzie zwolniony i wróci na czas do DRK, aby zarejestrować swój komitet.
W ciszy działa jedynie Kabila, nie ogłaszając nawet startu w wyborach. Głosowanie w listopadzie ma być drugimi demokratycznymi wyborami, od 2006 roku. Poprzednie wybory nie zakończyły się jednak pokojowo. W drugiej turze, po ogłoszeniu zwycięstwa przez Kabilę, siły wierne Bembie doprowadziły do wybuchu walk w Kinszasie. Wojny i konflikty zbrojne są zresztą największym problemem w DRK, jednym z najbogatszych w surowce mineralne krajów. Pomimo pokoju zawartego w 2003 roku na wschodzie kraju wciąż są obecni rebelianci.
Za kandydaturą Kabili może przemawiać jego sukces w postaci podpisania porozumienia z Chinami, które w zamian za miliony ton miedzi i kobaltu, wybudują w DRK infrastrukturę – drogi, linie kolejowe, szkoły i szpitale – wartą 9 miliardów dolarów. Gorzej wygląda sytuacja w przypadku sprzedaży udziałów w kopalniach należacych do państwa, bo Kabila nie potrafił wyjaśnić, gdzie trafiło 800 milionów zysku z tej operacji.
Tegoroczne wybory będą częściowo finansowane przez społeczność międzynarodową – w 40 procentach (poprzednie były finansowane w 80). W wyborach będzie mogło wziąć udział ponad 31 milionów osób, ale opozycja zarzuca kongijskim władzom, że na listach wyborców znalazły się osoby, które już dawno nie żyją, a nawet dwunastolatki i cudzoziemcy.
mm