Wystarczyło, że amerykańska sekretarz stanu Condoleezza Rice skrytykowała Egipt za łamanie praw człowieka, aby ten ważny sojusznik Stanów Zjednoczonych od razu zaczął się bronić. Kair twierdzi, że nikt nie może ingerować w jego politykę.
W specjalnym oświadczeniu, egipski minister spraw zagranicznych, Ahmed Abul Gheit, powiedział: „Pomimo bardzo dobrych stosunków amerykańsko-egipskich, Egipt nie pozwoli nikomu, nawet Stanom Zjednoczonym, ingerować w wewnętrzne sprawy kraju.”
A o co tak naprawdę poszło? 2 sierpnia br. Rice miała wyrazić swoje rozczarowanie postawą prezydenta Egiptu Hosni Mubaraka. Nie zaprotestował on wobec odmownej decyzji egipskiego sądu w sprawie zwolnienia lidera opozycji Aymana Nura z więzienia, pomimo że Nur ma duże problemy ze zdrowiem.
W 2005 roku Nur rywalizował w wyborach prezydenckich z Mubarakiem, czym naraził się egipskiemu przywódcy. Za karę, został oskarżony o naruszenie prawa podczas zakładania swojej partii, Ghad. W ten sposób Mubarak pozbył się kontrkandydata. Nur poszedł do więzienia.
W czerwcu br. amerykańska Izba Reprezentantów wstrzymała przekazanie 200 milionów dolarów na pomoc wojskową dla Egiptu do czasu, aż kraj ten przestanie łamać praw człowieka.
(vakum)