To jest Miś na miarę naszych możliwości

afryka.org Czytelnia Czytelnia To jest Miś na miarę naszych możliwości

Zimbabwe hucznie świętowało 26. rocznicę uzyskania niepodległości. I wszystko było piękne – zadowolony z siebie przywódca przemawiał: jego kraj kwitł, edukacja się rozwijała, farmerzy dostali ziemię, były koncerty, pokazy i mecze, a ja miałem miliony dolarów.

Siedziałem na trybunie stadionu w Harare, oglądając przedstawienie. Południowe słońce paliło, a cała wataha dzieci układała na murawie obrazy i napisy ze swoich ciał. Choreografię ćwiczyły przez cały rok, widzowie przyjmowali sympatycznym śmiechem i oklaskami wszelkie pomyłki, gdy się na przykład jakiś maluch zabłąkał.

Obejrzeliśmy akrobatyczne popisy oficerów policji na rowerach i motocyklach, oraz psy, które potrafią czytać, odnajdując tabliczki ze swoim imieniem.

Nadleciały helikoptery, a potem samoloty, z których wyskoczyli spadochroniarze, by wylądować na stadionie. Jeden z nich niefortunnie upadł, z murawy zabierała go karetka gdy z głośników płynął już hymn państwowy.

I wreszcie pojawił się on – wyczekiwany prezydent Robert Mugabe. Widzieliśmy Jego Ekscelencję (jak go zapowiedziano) na dużym stadionowym ekranie, głos płynący z głośników hipnotyzował, słuchaliśmy jak w uniesieniu i stanowczo mówił o zasługach swojego rządu dla niepodległego państwa Zimbabwe.

Rozległy się gromkie oklaski i wreszcie mogliśmy obejrzeć za darmo mecz czołowych piłkarskich drużyn w kraju.

I było tak optymistycznie.

Wracając pieszo w ciemnościach nie chciałem słuchać ludzi, którzy próbowali mi zburzyć ten piękny obraz. Mówili coś o trzycyfrowej inflacji, podwyżkach cen i o tym, że za nasze miliony dolarów – dolary Zimbabwe – niewiele da się kupić, a energia jest racjonowana.

Gdy szedłem przez centrum stolicy, drogę oświetlały tylko neony banków, uzbrojeni ochroniarze, stojący przy każdym bankomacie, grzali się przy ogniskach.

I myślałem sobie – na tym pierwszym zdjęciu to żołnierze podczepieni pod helikopter, czy może Miś… Już sam nie wiedziałem…

Harare, kwiecień 2006 

Jarosław Sępek / Sempeck.pl

 Dokument bez tytułu