TAXI, rozdział 13

afryka.org Kultura Książki TAXI, rozdział 13

Gdy mijaliśmy mury Uniwersytetu Kairskiego, zwierzyłem się taksówkarzowi ze swojej nostalgii do czasów studenckich. I wyznałem, że marzenia, które wewnątrz tych murów snułem w związku z Egiptem, wciąż jeszcze wstrząsają murami w mojej głowie – choć odkąd skończyłem studia, minęło już dwadzieścia lat. I że ci, co wewnątrz tych samych murów dopuszczali się zdrady, w większości przejęli klucze do ich bram, podczas gdy zamki wznoszone przez marzycieli zburzono z katapult.

TAKSÓWKARZ: A na jakim pan studiował wydziale?
JA: Ekonomii i nauk politycznych.
TAKSÓWKARZ: To znaczy, że uczył się pan polityki?
JA: Zgadza się.
TAKSÓWKARZ: To świetnie się składa. Bo od dawna chciałem kogoś spytać o jedną rzecz.
JA: Cóż to za sprawa, w której pańskim zdaniem mogę być pomocny?
TAKSÓWKARZ: Co by było, jakbyśmy wzięli i powiedzieli Stanom Zjednoczonym:

„Macie broń jądrową, macie broń masowego rażenia. Jeżeli się tego wszystkiego nie pozbędziecie, zerwiemy z wami stosunki i wypowiemy wam wojnę. I będziemy zmuszeni użyć siły zbrojnej, żeby chronić Kubę, która jest małym krajem i o którą mamy obowiązek dbać…”.

Oczywiście, to wszystko jest jakby na niby. Ale rozważmy reakcję świata. Świat będzie musiał stanąć po naszej stronie. Tak jak stanął po ich stronie, kiedy to samo mówili Irakowi. I jak teraz to mówią Iranowi. Mi nie chodzi o to, żeby zaczynać z nimi wojnę. Pan wie, co mam na myśli. My byśmy tylko mówili dokładnie to samo, co oni mówią przeciw różnym państwom na świecie. Czyli na przykład moglibyśmy zażądać prawa do kontrolowania wyborów w Stanach, ponieważ nie można zagwarantować uczciwego przebiegu głosowania. Moglibyśmy zażądać obecności międzynarodowych obserwatorów przy urnach, a potem by się okazało, że mieliśmy rację, bo przecież wszyscy w Ameryce i na całym świecie mówili, że były przekręty, jak wybierali Busha, i że jego brat w swoim stanie sfałszował wybory tak, żeby wygrał Bush. My byśmy oświadczyli, że jest naszą powinnością stać na straży demokracji i że dla zagwarantowania sprawiedliwego funkcjonowania demokracji musimy do nich wysłać naszych egipskich sędziów.

Pan wie, gdybyśmy tak zrobili, to dzięki nam oni by zrozumieli, co robią innym, a my byśmy sobie trochę ulżyli. To tak, jak z kimś, kto ma jakąś biedę i nie widzi żadnego z niej wyjścia, a jak pójdzie i wyżyje się na kimś, zaraz się uspokaja. Chociaż bieda jak była, tak jest.

Możemy też oskarżyć Amerykę, że wspiera międzynarodowy terroryzm i trzyma z państwami, które nie są demokratyczne. I możemy dostarczyć dowody. Pan wie, że w tym temacie całkiem łatwo dostarczyć jakieś dowody. Poza tym jak jakieś państwo już zrobi coś takiego, to wiadomo, że jest za demokracją a przeciw terroryzmowi, i na pewno znajdą się inne kraje, które je poprą przeciw Ameryce.

Możemy też zażądać nałożenia sankcji gospodarczych na Amerykę, jeśli się do tego wszystkiego nie zastosuje. To znaczy, że weźmiemy to, co Rice codziennie rzuca w twarz wszystkim biednym krajom na świecie, i rzucimy im w twarz dokładnie to samo.

Ale przede wszystkim znieślibyśmy słowo „Amerykanin”, a zamiast tego byśmy mówili: „biały irlandzko-amerykański protestant”, „czarny amerykański muzułmanin”, „amerykański Latynos”, „biały amerykański katolik”, „czarny amerykański protestant”, dokładnie tak, jak oni mówią: „tego a tego dnia zginęło sześciu irackich szyitów i dwóch irackich sunnitów” – a te sukinsyny z naszych gazet to wszystko powtarzają. Zresztą oczywiście mówią też: „egipski Kopt” i „egipski muzułmanin”. I koniecznie powinniśmy głośno podkreślać, że bronimy praw czarnoskórych w Ameryce i wnosić pozwy, jeśli jakiś biały amerykański Szkot zabije czarnego amerykańskiego Afrykanina. Koniecznie trzeba robić o to szum choćby dlatego, że to Afrykanin tak jak my. To znaczy, że nas łączy z nim o wiele więcej niż jakiegoś białego amerykańskiego Włocha z pieprzykiem na policzku z egipskim Koptem. Mówiąc krótko: ochrona praw tamtejszej czarnej mniejszości jest naszym obowiązkiem i powinniśmy interweniować nawet w najdrobniejszych sprawach.

Ja wiem, że wciąż gadam i gadam. Czekam, aż pan mi coś powie, a pan milczy i nic nie odpowiada.
JA: Hm, zastanawiam się nad tym, co pan mówi.
TAKSÓWKARZ: To przez to, że przez cały dzień mam włączone radio i codziennie zatruwam sobie głowę tym, co gadają Amerykanie. Można wyjść z siebie i stanąć obok. A to, co oni gadają, jest naprawdę niebezpiecznie, bo ludzie niedługo eksplodują. „Dzięki nam jecie, dzięki nam sracie… Róbcie tak, nie róbcie siak…”. Niedługo pierdykną nam nerwy jak nic! Dlatego przyszedł mi do głowy ten pomysł. Żeby zrobić im tak, jak oni robią nam. Jak ktoś ma dom ze szkła, nie powinien rzucać w ludzi cegłami. A ich dom jest ze szkła, i to popękanego i przeżartego rakiem.
JA: To czemu pan tej swojej propozycji gdzieś nie wyśle?
TAKSÓWKARZ: Szefuniu, ja tylko tak sobie ględzę, kłapię dziobem, że tak powiem. Oni i tak pozwolą Amerykanom wyrabiać z nami wszystko. Chociaż może by im się spodobała taka oto propozycja, żeby Amerykanie w każdym egipskim domu umieścili kamerę do monitorowania eksplozji demograficznej?

przeł. Marcin Michalski

Książka „Taxi. Opowieści z kursów po Kairze” ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Karakter. Polecamy!

Przeczytaj więcej.

 Dokument bez tytułu