Rodzice Zé wyjechali do Portugalii w poszukiwaniu lepszego życia. Chłopiec pozostał z dziadkiem na Cabo Verde, na wyspie Santiago. Codziennie chodzi do szkoły, która mieści się w dawnym więzieniu. Nocą nie poszedłby tam za nic w świecie: mówią, że słychać tam jęki jednego z uwięzionych. Zé gra na akordeonie i któregoś dnia Esperança, pewna dziewczyna, którą jest oczarowany prosi go, by poszedł w nocy do więzienia i zagrał. W ten sposób uwolni owego więźnia, który jest jej ojcem. Zé przełamuje strach…
Pięćdziesiąta rocznica istnienia lizbońskiej Fundacji Gilbenkiana. Sześciu reżyserów zastanawia się nad „stanem świata”. Taki też tytuł otrzyma cykl, który został zaprezentowany w Cannes w 2007 roku. Wśród zrealizowanych tytułów znalazł się "Tarrafal" Pedra Costy.
Co łączy książkę dla młodzieży francuskiego pisarza i etnologa Jean-Yvesa Loude’a, znawcy Himalajów i Wysp Zielonego Przylądka, z filmem znanego portugalskego scenarzysty i reżysera? Miejsce akcji. Wyspa Santiago na Cabo Verde, a dokładnie Tarrafal. I choć film Costy to opowieść, w której rzeczywistość miesza się z mitem, legendą, miejsce to jest niestety jak najbardziej rzeczywiste. Tarrafal to dawny obóz koncentracyjny, pobudowany przez kolonialny rząd portugalski, kierowany przez Antonio de Olioveira Salazara. Osadzano w nim przeciwników politycznych dyktatora i jego reżimu. Później więzienie w Tarrafal, zwane Campo da Morte Lenta, „obozem powolnej śmierci” wykorzystywano dla przetrzymywania narodowców z dawnych kolonii portugalskich. Większośc uwięzionych została zwolniona po portugalskiej rewolucji w marcu 1974 roku.
Wybór wyspy Santiago nie był oczywiście przypadkowy. O ile łatwiej łamać psychicznie przeciwników w tak odosobnionym miejscu, w dodatku w sprzyjającym dla Europejczyka klimacie. A sam pomysł więzienia na wyspie jest przecież stary jak świat. Początkowo był to naprędce przegotowany teren 200 na 300 metrów, otoczony kolczastym drutem. Pierwsi więźniowie, 155 osób, trafili tu we wrześniu 1936 roku. Wśród nich oficerowie marynarki, którzy przeciwstawili się reżimowi. Ciężkie warunki bytowania najpierw w namiotach, później w byle jak skleconych barakach, złe jedzenie, tropikalny skwar i stosowane kary robiły swoje: po opuszczeniu wyspy nikt nie miał już ochoty na dalsze spiskowanie przeciw rezimowi. Ten stan rzeczy trwał przez dwadzieścia lat, a wśród więzionych byli nie tylko Portugalczycy, ale także Hiszpanie i Polacy, który włączali się do antyfaszystowskich frontów w Europie.
Upadek rządów faszystowskich i nacisk opinii międzynarodowej spowodowały piewsze zamknięcie obozu, w lipcu 1956 roku. Antykolonialne ruchy społeczne w Afryce po II wojnie światowej szybko doprowadziły do konfrontacji z portugalskim rządem. W sierpniu 1961 roku obóz zostaje na nowo otwarty, a PIDE, polityczna, tajna policja portugalska skwapliwie dba o to, by nie stał pusty. Ponadto obóz się rozrasta. Mury ze zbrojonego betonu, zasieki i izba tortur, to tylko niektóre wynalazki, przejęte z nazistowskich i KGBowskich obozów. Tylko tu umierano znacznie wolniej.
Dziś „obóz powolnej śmierci” na wyspie Santiago istnieje nadal, ale tylko w postaci muzeum. Dla przypomnienia. Ożył w filmie Pedra Costy Tarrafal również i tylko po to, by pamiętać. I zastanowić się, choć przez chwilę, nad „Estado do Mondo”, stanem tego świata.
Elżbieta Sieradzińska