„Nigdy nie marzyłam / o rozgwieżdżonych nocach / nad brzegami dalekich mórz / moje serce zasypiało / śniąc o wietrze na wysokich płaskowyżach / krajów Buddy / i o śniegach Himalajów i… „
To moja piosenka z Tamtego Snu. Napisałam ją pięć lat temu, właśnie tu, na plaży Langinha, w samym środku Mindelo. Przedpołudnie, słońce zastygło prawie pionowo nad ziemią , błękitne fale Mar de Canal kusząco łasiły się do nóg. Bezskutecznie, bo przy dość silnych tutejszych prądach moje umiejętności pływackie wystarczyłyby głównie na romantyczną próbę utopienia się.
„ Jak dziwnie toczą się czasem ludzkie losy”, myślałam. Gdyby nie „Sodade” , gdyby nie ta muzyka i nie ten głos, jedyny w swoim rodzaju, gdzie bym teraz była? Czy w ogóle bym była? A jeśli nawet, to pewnie błądziłabym myślami po trekkingowych szlakach Nepalu czy Indii.
i…jedna piosenka
jedna piosenka i wszystko zmieniło oblicze
jeden głos
jeden głos i zniknęła cała szarość dnia
jedno życie
czyjeś życie i cała reszta zda się być błahostką
Nigdy nie sądziłam,
że coś może odmienić mój los bez mojej wiedzy
a tu jedno „Sodade”
Bosonoga Diva
To był mój ostatni dzień na Cabo Verde, moje pożegnanie. Gorący piasek Langinha wkradł się do kieszeni spodni. W domu przy rozpakowywaniu walizek wysypał się na podłogę. Wydawało mi się, że jeszcze czuję jego ciepło, dotyk słońca z Cabo Verde…
Już nie miałam nadziei,
że moja umęczona dusza
znajdzie azyl i ratunek.
Moje serce zasypiało
pragnąc jedynie zapomnieć
o rankach bez obietnic,
o ucieczce od życia we dnie
i o zmorach nocy…i
O zmorach nocy zapomniałam definitywnie trzy lata później. Choć to była także noc. Ale jakże inna. Znowu Cabo Verde, znowu Mindelo. Wino z Fogo w kieliszku, gitara Biusa w ręce, Jose da Silva, Cesaria i Teofilo Chantre. I moja piosenka. Po prostu Tamten Sen.
i… ta jedna piosenka
jedna piosenka i wszystko zmieniło oblicze
jeden głos
jeden głos i zniknęła szarość dnia
jedno życie
jedno życie i cała reszta zda się błahostką
nigdy nie sądziłam,
że coś może zmienić moje życie bez mojej wiedzy
jedno „sodade”
Bosonoga Diva
Sierpień 2008. Znowu Mindelo, znowu plaża Langinha. Tylko piasek dziwnie poczerniał, chmury zaczepiły się o wzgórze Monte Cara i nie pozwalają słońcu na codzienny spacer . Niespotykane na São Vicente od lat wielkie opady deszczu zalały ulice, a woda koloru rdzy w swej ucieczce do morza poorała plażę, wyżłobiła koleiny, zagarniając ze sobą śmieci i sterty kamieni.
Ale nie to sprawia, ze jestem rozczarowana i zła. Według pomysłów zagranicznych inwestorów morski brzeg Mindelo ma zamienić się w przyszłości w …kabowerdyjską Copacabanę. Koszmarne, wielopiętrowe kompleksy hotelowe, palmy implantowane w miejscach, w których ich nigdy nie było, nowe nadbrzeża. Jeden wielki plac budowy. Wszystko to powoli zaczyna zasłaniać widoki uwiecznione na dziesiątkach starych pocztówek, tysiącach zdjęć.
Nie ma już tamtej Langinhi, nie ma tamtych nadbrzeży, powoli znika tamto Mindelo. Nie ma też mojego Tamtego Snu. Przychodzą inne, tym piękniejsze, im bardziej nieoczekiwane. Fale Mar de Canal znowu pełzną do moich nóg. Tak, chociaż ocean się nie zmienił. Tylko on. Ufnie wchodzę dalej. Głębiej. I jeszcze głębiej. Patrzę na Ptasią Wysepkę, niegdyś samotny trójkącik na horyzoncie. Dziś jej sylwetkę nadgryzają kontury statków cargo. Wzgórze Fortim oblepiły ślepe jeszcze klocki budowanych hoteli, widok na Monte Cara upstrzyły setki kolorowych kontenerów.
Na ułamek sekundy serce skacze do gardła: kolejna fala i uderzenie w uda skutecznie mnie podcina. „ No co ty? Prawda, zagapiłam się na te paskudztwa, ale chyba nie masz zamiaru mnie utopić! Przecież czekam na kolejne Sny!” Morze łagodnie się cofa. „Żartowałem”, zaszemrało, – mnie też to wszystko się nie podoba. Ale mnie nikt i nic nie zmieni, zawsze mnie tu znajdziesz”. Jestem mokra po pachy, ale odzyskuję równowagę. Wychodzę na brzeg. Tak jak w życiu…
„ Jedna piosenka, jedno „Sodade”, jeden głos…” Bosonoga Diwa. I taki jest tytuł tej piosenki…”
Elżbieta