Sylwestrowa opowieść z Cabo Verde

afryka.org Czytelnia Poznaj Afrykę! Sylwestrowa opowieść z Cabo Verde

Przeklęta wycieraczka! Musiała się tu zaplątać? Wściekłe kopnięcie bólu w kręgosłup! Przed oczami tańczą wszystkie gwiazdy, łącznie z tą pierwszą, Wigilijną, która parę dni temu za nic w świecie nie mogła się przebić przez bure, zupełnie nieświąteczne niebo. Nieźle się zapowiada ten ostatni dzień roku, nie mówiąc już o Nowym! Chciałam zrobić zdjęcie moim świerkom w ogrodzie. Śniegu nie ma, ale oblepione szronem drzewka są takie ładne…

Teraz trzeba się wyprostować i na złość kręgosłupowi nacisnąć klamkę. Nie puszcza. Zacięła się, czy co…? Tylko tego jeszcze brakowało, przeciez muszę iść do pracy! Dobra, puściła, skrzypnięcie drzwi.

Świerki… Gdzie są świerki? A skurczony od wiosennego przymrozku orzech? Ogród? Fala ciepłego powietrza wciska się pod wełnianą czapkę. Kto tu? Jakiś wyrostek potrąca mnie w moich własnych drzwiach : „Boas festas!” krzyczy przepraszająco. Moje drzwi? Przecież to ulica. Tłumna, gwarna, kolorowa. Boas festas? I gdzie idą ci wszyscy ludzie. Przecież jest już ciemno. Młodzi, starzy, matki z dziećmi na rękach. Rzut oka na drugą stronę. Otwarte drzwi i szyld: Café Lisboa. I ta muzyka…ta muzyka. „Boas Festas” Luisa Moraisa.

Ta piosenka rozbrzemiewa z każdej strony z restauracyjnych i barowych głośników, z otwartych okien, z radia zawsze pod koniec roku. „Boas Festas” legendarnego klarnecisty. W Praia czy Sal. Na całym Cabo Verde. Ale zwłaszcza tu, w Mindelo. Przeciez Luis jest, a raczej był właśnie stąd. „Boas Festas” we wszystkich wersjach, oryginalnej i nowych, bardziej nowoczesnych. Jak ta nagrana już po śmierci mistrza na płycie „Homagem a Luis Morais” przez grupę młodszych : Tito Parisa, Nando da Cruz, Lurę, Zecę Nha Reinalda, Dudu Araujo, Biusa, Nancy Vieira, Dany Silva, Mayrę Andrade i innych.

„Boas Festas” . Daję się porwać i ruszam z tłumem w dól ulicy. Do portu. Wydaje się , że całe miasto tam idzie. I wciąż ta piosenka. Jednocześnie wesoła i nostalgiczna. Tak może pisać tylko Kabowerdyjczyk. I wszyscy czują tak samo. Za kilka, kilkanaście minut wybije dwunasta, zacznie się Nowy Rok. Na moment, na godzinę czy noc wszyscy o wszystkim , będą się tylko bawić, tańczyć i śmiać, przecież Kabowerdyjczycy uwielbiają się bawić.

Ale przez tę radość zawsze będzie przebijać odrobina nostalgii. Ukłucie w sercu na myśl o bracie, przyjacielu, o kimś kto wyjechał. Jose nie pisał od dwóch miesięcy, a Alberto nie ma już dwa lata. A mała Fancha, ta, która urodziła się sąsiadce nie zna jeszcze ojca. Może w ogóle nie pozna. Ale boas festas! Czy to możliwe, żeby ktoś inny mógł napisać “Sodade”? Nie, to musiałeś być Ty, Mistrzu ! “ Sądy sądami – jak mówiła babcia od Pawlaków – a sprawiedliwość musi być po naszej stronie”, więc choć w naszych sercach pozostaniesz autorem najsłynniejszej morny w dziejach Cabo Verde.

Z prawej, gdzieś z ulicy 5 lipca nostalgiczny ton klarnetu Moraisa łamie rytm bębnów. Samba, samba, przecież to Sao Vicente, a jak śpiewa Evora „Soncente e um brazilim” – Sao Vicente to mała Brazylia. Sylwester to przedsmak karnawału. A karnawał to pochód, szkoły samby, pióra, dekoracje, wozy, cekiny. Prawdziwe Rio na atlantyckich, afrykańskich wyspach. Trzeba ćwiczyć, bo do lutego już niedaleko. Ale, ale…a co z biegiem? Czy już biegli? Zapomniałam, o której to godzinie…Co rok w Mindelo rusza tradycyjny bieg sylwestrowy. W tym roku miało być prawie 350 uczestników, ruszają z plaży Langinha. Boas festas… Już jesteśmy w porcie. Światła na wzgórzu Fortim, rozświetlona Avenida Marginal, wysokie, granatowe niebo. Całe Mindelo jaśnieje, rozbłyskuje, promienieje. Tak jakby na ten moment, na godzinę odzyskało swą świetność, jakby port ożył. Ale to 2008! Jest! Boas festas! Wybuch radości, dźwięków, fajerwerków, świateł. To już? A tak, choć kościelne dzwony na próżno chcą sie przebić przez kakafonię dzwięków, by to oznajmić. Do wody! Do oceanu! Pierwsza kąpiel w Nowym Roku. Chętnych nie brak. O nie, ja nie! Dziękuję. Wystarczająco boję się wody w dzień, a dopiero w nocy? Szklaneczkę ponczu? Poncz tak, jak najbardziej! Krople rumu spadają na piasek, gdy potrąca mnie kolejny, szaleńczy korowód. Bawmy się, jutro już będzie za póżno, a pojutrze trzeba będzie znowu wypłynąć w morze. Dlatego bawmy się, tańczmy i śpiewajmy.

No bem da Boas Festas pa tud gente
No bem da Boas Festas pa Cabo Verde
Jesteśmy tu, by życzyć wszystkim wszystkiego najlepszego
Życzyć wszystkiego najlepszego Cabo Verde
śpiewają Dudu Araujo i Bau
ach, jaka symfonia w zatoce, jestem taki szczęśliwy, bracie!
Co za zgoda w tej piosence, w tej melodii, śpiewanej na tysiące głosów.
Ach, co za noc, słodka i kolorowa!

Co za noc! Ale port zwolna pustoszeje. Wszyscy przenoszą się do domów, barów, kawiarni. Zabawa będzie trwać do białego rana. Jak wszędzie. Próbować gdzieś wejść? Ha, marzenie! Wszędzie komplet! Nie ma miejsc. Chcesz wejść? Dobra , ale to będzie kosztować! Aż tyle? Nie , tyle nie mam. Trudno, twoja strata, ale to tylko jedna taka noc. Tak, wiem, to jedna taka noc w Mindelo.

Dzwony dawno umilkły. Morze szumi samotnie, a w mieście gwar. Tłumny, radosny, roztańczony. Ulica się bawi. Chodź z nami, nie pamiętasz mnie? Mam sklep koło Mindelhotel! Zatańczymy? Jeden obrót, drugi… Gwałtowny ruch, wściekłe kopnięcie bólu w kręgosłup. Wszystkie gwiazdy z nieba nad Mindelo tańczą przed oczami.

Opieram się o drzwi. Moje drzwi. Przede mną skurczony od wiosennego przymrozku orzech, wyblakła, nieprzykryta śniegiem trawa i moje świerki, z których opadł szron.

Czas iść. Ale gdy wrócę, nim wybije dwunasta włączę płytę: „Homagem a Luis Morais” , choć na klarnecie nie gra już sam mistrz. A potem wezmę do ręki słuchawkę i wykręcę najpierw 0, a potem 238. Kierunkowy Cabo Verde. Jeśli będę miała szczęście powiem „Boas Festas” ! I do zobaczenia w przyszłym roku, Mindelo!

Elżbieta

 Dokument bez tytułu