Tradycją staje się, że co dwa tygodnie dzielę się z wami moją poezją. Nie pisałem o Senegalu na Pucharze Afryki, bo każdy, kogo to interesowało, widział jak senegalskie Lwy grały. Dlatego zdecydowałem się na słowa inne niż komentarz sportowy. Tym razem o suszy, daktylach i człowieku.
Susza
Z bólem
wycisnęła jeszcze jedną kropelkę
mleka dziecku
W półmroku widziałem
po oczach i zgaszonej twazzy
jak zgnieciona dusza
wydostaje się z jej ciała
Niedaleko łóżka
na płacz matki
rozweseliło się dziecko
unosząc ręce jak pisklę skrzydła
na pierwszej lekcji latania
Bańka mydlana
Zafascynowane dziecko
odprowadzało wzrokiem
mydlaną bańkę
Przezroczysta kulka
unosiła się
odskoczyła trochę wyżej
by nie rozczarować widza
Gdy chłopiec zaczął
pokładać nadzieję na
dłuższy spektakl
bańka rozpłynęła się
gasząc jego uczucia chwili
Owocarnia
Suszone daktyle
przez długi czas potrącone
leżały w koszyku
Owoce o pomarszczonych skórkach
zaglądały przez oczka
i tęskniły za Hurysą
Żałowały czasów
osadzenia na szpulce
czasów gładkiej soczystej
i słodkiej młodości
Ugoda
Przez prokreację
Natura poszła
na genialną ugodę
Pojednała ludzkie dążenia do
nieśmiertelności
z boskim zaproszeniem
wręczonym każdemu
tuż po urodzeniu
Szafa
Świętość
całujemy
z szacunku
Tego uczynku
szacować
nie przystoi
Szafować
również
nie sposób
Szczerość ta
jak srebrnik
nie dźwięczy
Mamadou