Simon Mol wyszedł na wolność – donoszą polskie serwisy informacyjne. Tylko co to za wolność. Przecież to już jego dosłowny koniec.
Mol jest chory. Umiera. Teraz AIDS wykonuje na nim swój wyrok. Czy decyzja wypuszczenia Mola z więzienia była słuszna? Czy człowiek, który świadomie zarażał może zasługiwać na wolność? Nie potrafię tego ocenić.
Polskie prawo zna już takie przypadki. W Poznaniu, Polak, dyrygent poznańskich Słowików, który okazał się pedofilem, był jednocześnie zakażony wirusem HIV, i wyszedł na wolność, bo sąd uznał, że skazany czuje się coraz gorzej. Mol nie jest zatem wyjątkiem.
Proces Simona Mola trwa. Nie wiemy, czy oskarżony dożyje ogłoszenia wyroku. Jego ofiary, ale też ofiary własnej naiwności, nie mają lepiej. Chociaż w procesie, to one występują jako pokrzywdzone, trudno spodziewać się, że mogą liczyć na jakiekolwiek zadośćuczynienie, bo takim mogłoby być tylko przywrócenie im zdrowia.
Ciekaw jestem jak będą wyglądały jutrzejsze okładki polskich brukowców. Już dziś, w internecie, można oglądać próbki tego, co zobaczymy jutro na papierze. Jednym słowem polskie media osiągnęły podobny poziom do Mola. Mol polował na rasistów. Media polują na Kameruńczyka, który zarażał HIV. Tylko jak długo tak można? I dlaczego sprawa Polki, która zarażała swoich kochanków i własne dzieci, zdając sobie sprawę ze swojego nosicielstwa, ucichła tak szybko, jak wybuchła? Być może nie było tam pewnego mecenasa, który kiedyś decydował w sprawach polskiej oświaty?
Naprawdę trudno być sędzią w tej sprawie. Na szczęście sąd podjął jedną, słuszną decyzję już na początku procesu. Utajnił jego przebieg i wyprosił wścibskich dziennikarzy z sali rozpraw.