Na pierwszy rzut oka na pewno nim nie jest. Nawet portugalskim.
Bo czy przybysza mogą uwieść resztki starych murów, katedra, armatnie lufy i pozostałości po forcie ? A tym bardziej chyba niesławny pilourinho, do którego ponoć przywiązywano niewolników? Tylko na samym Cabo Verde są dziesiątki miejsc urokliwszych, piękniejszych, bardziej interesujących. Co takiego jest więc w Cidade Velha, dawnej stolicy archipelagu, że właśnie została wybrana jednym z „siedmiu portugalskich cudów świata”? A dokładniej, mówiąc bez ogródek, dawnych portugalskich kolonii.
A konkurencja była spora: 27 historycznych miejsc z 16 krajów rywalizowało o tę chlubny tytuł, między innymi kościół Św. Pawła w Macau, Bazylika Dobrego Jezusa na Goa czy zabytkowe budowle w Brazylii i Indiach ( a swoją drogą jaka to klarowna lekcja geografii portugalskich podbojów i odkryć).
A jednak kabowerdyjskie Cidade Velha, czyli Stare Miasto znalazło się wśród owych 7 cudów świata. Czym sobie na to zasłużyło? Swoją historią. Tragiczną historią.
Miasto nie zawsze nazywało się Starym Miastem. Gdy wynajęty samochód rusza z Prai, stolicy Cabo Verde na wyspie Santiago przez prawie jedenaście kilometrów krajobraz prawie się nie zmienia: trochę księżycowy, poprzetykany tarasowymi polami, upstrzony gdzieniegdzie palmami kokosowymi. Dopiero ostatni kilometr zapowiada zmianę: widok na głęboką dolinę, która otwiera się ku oceanowi pozwala zrozumieć dlaczego właśnie tu w 1462 roku Portugalczycy założyli swą pierwszą siedzibę w tropikach. Bo Cidade Velha to pierwsze portugalskie miasto na kontynencie afrykańskim, pierwsza zamorska kolonia na pierwszej zasiedlonej wyspie archipelagu i jego pierwsza stolica. I jakby tego pierwszeństwa we wszystkim było mało to tu powstała pierwsza parafia, pierwsza katedra i pierwsze biskupstwo w Afryce. Świetne usytuowanie, dobry dostęp do oceanu , ale i do słodkiej wody sprawił, że przez kolejne lata osada rozwija się i przyciąga: gości proszonych i nieproszonych. Nazwa narzuca się sama: Ribeira Grande , od głębokiej doliny, w której leży. Do portu zawijają i Vasco da Gama i Kolumb i Darwin. Ci, nawet jeśli nikt ich nie zapraszał krzywdy nikomu nie czynią. Chociaż sama Ribeira Grande to jedno wielkie skupisko Afrykańczyków schwytanych na kontynencie. To tu są pospiesznie ewangelizowani, tu czekają na załadowanie na niewolnicze statki płynące ku Ameryce. Jedno wielkie targowisko ludzkim towarem, haniebne miejsce wywózki tysięcy ludzi do niewolniczej pracy. Pieniądz z transakcji czarnym hebanem toczy się nieprzerwanie po nierównych kamieniach głównego placu, przyciąga. Awanturników, handlarzy, piratów. Takich sławnych cwaniaków jak Drake, który w imię brytyjskiej korony bezkarnie łupi stolicę, a w odwecie za śmierć kilku swoich ludzi ( bo jak miasto śmiało się bronić ) podpala ją. W 1712 roku podobnego dzieła dokonuje francuski pirat Cassard , któremu Król Słońce pozwolił nabroić ile się da w koloniach portugalskich, angielskich i holenderskich. Z tej pożogi Ribeira Grande już się nie podniesie, Portugalczycy przenoszą stolicę do Prai, a Ribeira zwolna podupada, pustoszeje. Wreszcie staje się tylko Cidade Velha, Starym Miastem. Pozostaje jednak kolebką kabowerdyjskiej kreolskości, gniazdem Cabo Verde.
Starania o uchronienie tego miejsca od zapomnienia i całkowitego zaginięcia władza Republiki podjęły już wcześniej. Ale prace nad stworzeniem tu miejsca narodowej pamięci, żywego muzeum ruszyły niedawno, głównie dzięki pomocy Hiszpanii. Specjalny program zakłada odrestaurowanie dzielnicy São Sebestiao, najstarszej dzielnicy Cidade Velha.
Są jeszcze ambitniejsze plany. Rok temu przyjechał tu z wizytą przedstawiciel UNESCO i wpisanie miasta na listę zabytków dziedzictwa światowego stało się bardziej realne. Uznanie pierwszej stolicy Cabo Verde za jeden z siedmiu cudów świata luzofońskiego to doskonałe poparcie dla tej inicjatywy.
A czy tak będzie okaże się już 22 czerwca na 33 sesji Komitetu Światowego Dziedzictwa w Sewilli. Okaże się czy ludzkość doceni historyczną wagę tego niewielkiego miejsca, w niewielkim afrykańskim kraju; w „petit pays” Cesárii Évory. A powinna! Bo chyba cała ludzkość jest temu miejscu coś winna!
Elżbieta