afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej Serge

Serge najpierw grał w zespole w jednym z najbardziej znanych barów w Lomé, gdzie praktycznie każdy bawił się do rana. Najlepiej ze wszystkich zabawiał publiczność i nikt nie siedział pod ścianą jak Serge był na scenie. Sala szalała!

Niestety, Serge zrezygnował z pracy, jak właściciele baru odmówili podwyższenia pensji jego grupie. Mimo, iż zdawali sobie sprawę, że muzycy mało u nich zarabiali, i że byli najlepszą grupą w Lomé, wiedzieli też, że więcej i tak nikt im nigdzie nie zapłaci, więc na pewno zostaną i będą grać dalej. Serge zrezygnował, grupa grała dalej, ale nikt już potem tak nie rozkręcał publiczności.

Serge kupił perkusję. To było coś, siedzieć u Serge’a i razem z nim, śpiewać i tańczyć. Niesamowite było, że co jakiś czas wchodzili do domu ludzie z ulicy, którzy akurat przechodzili i usłyszeli muzykę i chcieli zobaczyć, co się dzieje. Zupełnie obcy, siadali i patrzyli, a potem wstawali, dziękowali i wychodzili. Większości z nich Serge nie znał nigdy wcześniej.

Dom Serge’a był otwarty dla wszystkich. Za bardzo nie wiedział, co w nim miał. Pokój, gdzie były wszystkie jego rzeczy, był zamknięty na klucz. Wszystkie inne pomieszczenia były otwarte, a główne drzwi od ulicy nie zawsze się domykały. Kiedyś przypadkowo dowiedział się, że miał rower: od sąsiadów, którzy przyszli mu powiedzieć, że złapali złodzieja, który poprzedniej nocy mu ten rower ukradł. Serge bardzo się ucieszył, bo to tak jakby odnalazł ten rower razy dwa.

Przez jakiś czas mieszkał u Serge’a Pan Bruno. Miał motor i zawsze nas wszędzie tym motorem woził, lub przyjeżdżał po nas. Podczas imprezy Sylwestrowej wyszedł z baru i pojechał kupić sobie coś do jedzenia. Przez wiele godzin nie wracał i nie odbierał telefonu. Zaczęliśmy się martwic. Wrócił nad ranem. Okazało się, że motor się zepsuł i musiał go pchać przez cale miasto, aby znaleźć jakiegoś mechanika. W noc Sylwestrową! Znalazł! Motor został naprawiony, a Pan Bruno zasnął na motorze. Dołączył do nas nad ranem. Ostatecznie Pan Bruno podzielił los wielu Togijczyków i został zemidjan (taksówkarzem motoru).

Kiedyś Serge zebrał swoją grupę i zorganizowaliśmy koncert dla dzieci w ośrodku dla dzieci ulicy, którym się zajmowałam. Było rewelacyjnie. Tak jakby Serge czytał w myślach dzieci i każdy utwór, który grał przyjmowany był na stojąco, a owacjom nie było końca. Koncert zamienił się ostatecznie w wielka zabawę, na którą oprócz dzieci, zeszła się połowa dzielnicy. Wszyscy chcieli zobaczyć, co się dzieje.

Tacy jak Serge, Bruno, Ayté i reszta moich amis, są prawie wszyscy Togijczycy. Otwarci, ciepli i uśmiechnięci. Podchodzą, rozmawiają, ciekawi drugiego człowieka. Niesamowici!

Dorota Pańczyk

 Dokument bez tytułu