Santo Antao czyli stonogi precz! (1)

afryka.org Czytelnia Poznaj Afrykę! Santo Antao czyli stonogi precz! (1)

Odsuń się! Gwałtowne szarpnięcie za ramię przerywa pogawędkę z dwojgiem spotkanych Francuzów. No proszę, a wydawał się taki miły! Ale Bebeto, mój górski przewodnik,  wcale na mnie nie patrzy. Jego wskazujący palec pokazuje coś tuż obok mojej nogi. Odsuwam się posłusznie. Piętnaście centymetrów obłego ciała zwija się na kamiennej ścieżce i przebiera cienkimi kończynami.

Co to? Stonoga. Aha, no i co? Nie brzmi to zbyt groźnie i  nie wydaje mi się tłumaczyć tak gwałtownej przerwy w rozmowie. „Nie żartuj! Patrz!" Bebeto trąca wijącą się obłość patykiem. Szczypce stawonoga błyskawicznie zamykają się na domniemanym napastniku. „

"Zazwyczaj są małe, ale te tutaj to prawie olbrzymy. Jeśli cię uszczypnie ręka czy noga natychmiast puchnie. „Boli?" „I to jak! Nawet parę dni. A jeśli masz pecha i jesteś uczulona,  to lądujesz w szpitalu. A jak to się przydarzy w górach? Wyobraź sobie. My tu bardzo uważamy na to paskudztwo. To jedyne naprawdę niebezpieczne stworzenie na Wyspach. Jak rano wstajesz, to wytrząsasz buty zanim je włożysz, nie? Bebeto patrzy na mnie pytająco, a ja usiłuję zapomnieć, w jakim tempie naciągałam rano moje Scarpy.

„I co, nie ma na to żadnego lekarstwa?" „Lekarstwa nie ma, ale moja babcia robiła zawsze taką nalewkę. Łapie się stonogę do słoika i zalewa rumem. Podobno, jak posmarujesz czymś takim rękę czy nogę, to opuchlizna po ukąszeniu schodzi i ból szybciej mija. Tylko trzeba to mieć! Chcesz zrobić zdjęcie? To rób, bo muszę ją zabić". „A tu w ogóle jest szpital?" „Jest, w Porto Grande, ale…lepiej nie mówić". Bebeto macha lekceważąco ręką i podnosi but.

  Nie czekam na egzekucję. Żegnam się z Francuzami i ostro ruszam pod górę. Nie ze względu na Bebeto. Już drugi dzień wędrujemy razem. To świetny przewodnik. Ale przez  moment chce pobyć w górach sama. Lubię słyszeć tylko własny oddech i szelest kamieni usuwających się spod nóg. Wtedy wyraźniej docierają odgłosy z zewnątrz, myśli przestają się tłoczyć w jakimś wariackim pędzie, wraca zdrowy rozsądek i właściwy dystans do wielu spraw. A przewodnik jest nitką, która łączy z tym wszystkim, co zostawiamy na dole, a od czego uciekamy w góry.

Poza tym chcę się trochę  nacieszyć widokami. Bebeto ma ustalony plan wędrówki i postojów i nie mogę bez przerwy go zatrzymywać. Oceanu stąd jeszcze nie widać, ale mimo to jakby czuje się jego oddech.

Elżbieta 

 Dokument bez tytułu