We wtorek rusza proces brytyjskiego najemnika, Simona Manna, oskarżonego o próbę przeprowadzenia zamachu stanu w Gwinei Równikowej. Mann, wraz ze swoimi towarzyszami broni wpadł na lotnisku w stolicy Zimbabwe Harare. Po odsiadce w zimbabweańskim więzieniu, został przekazany do Malabo.
Gwinea Równikowa jest łakomym kąskiem, dla wszystkich, którzy chcieliby mieć dostęp do jej bogatych złóż ropy naftowej. Dlatego w zamach zamieszani byli m.in. Mark Thatcher, syn byłej brytyjskiej premier i milioner z Londynu, Ely Calil. Wykonanie zlecenia powierzono Mannowi, najemnikowi, oficerowi brytyjskich służb specjalnych.
Cała operacja miała przebiec bez większych problemów. Mann powinien dotrzeć do Gwinei Równikowej, obalić tamtejszego prezydenta, Teodoro Obianga Nguema, i oddać kraj w ręce zleceniodawców. Okazało się, że nie będzie to takie proste.
7 marca 2004 roku, na lotnisku w Harare, służby bezpieczeństwa Zimbabwe, zajęły samolot z 70 osobami na pokładzie. Boeing 727 zatrzymał się na chwilę i nikt z jego pasażerów nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Wszyscy byli zaskoczeni. Podobnie do funkcjonariuszy służb prezydenta Roberta Mugabe. Okazało się, że pasażerami są najemnicy, a ich bagaż stanowi broń warta 1000 tysięcy funtów. Przewodził im Simon Mann.
Na początku nikt nie zdawał sobie sprawy, że samolot leciał w kierunku Gwinei Równikowej, gdzie jego pasażerowie mieli przeprowadzić zamach stanu. Oficjalnie celem ich podróży była Demokratyczna Republika Konga, w której mieli chronić kopalnie diamentów.
W rezultacie 70 osób trafiło do więzienia za naruszenie prawa imigracyjnego Zimbabwe, nielegalne posiadanie broni i naruszenie bezpieczeństwa wewnętrznego. Potem, do tych zarzutów dołączył jeszcze jeden, najpoważniejszy – zamiar przeprowadzenia przewrotu w Gwinei Równikowej.
Mann i jego towarzysze bronili się mówiąc, że lecieli do wspomnianej już kopalni w DRK. Te wytłumaczenia nie przekonały sądu i Mann został skazany na 7 lat pozbawienia wolności. Wyrok zmniejszono, a pozostałych kondotierów zwolniono w 2005 roku.
Prezydent Gwinei Równikowej, Teodoro Obiang Nguema Mbasogo domagał się ekstradycji niedoszłych zamachowców. Miał dużo szczęścia, że wpadli oni w ręce prezydenta Roberta Mugabe. Zimbabwe zaczęło pogrążać się w kryzysie ekonomicznym i międzynarodowej izolacji, więc potrzebowało pomocy, chociażby w postaci gwinejskiej ropy naftowej.
Stąd kolejny wyrok sądu, z maja 2007 roku, nakazujący ekstradycję Manna do Gwinei. Kropkę nad „i” postawiła wizyta Obianga w Harare na przełomie sierpnia i września 2007 roku. Oficjalnie przyjechał on na targi rolnicze w stolicy Zimbabwe. Tak naprawdę był to pretekst do rozmów z Mugabe w ramach dokonywania transakcji „ropa za Manna”. Później Mann został wywieziony do Gwinei Równikowej.
Mannowi grozi kara śmierci, ale również wyrok skazujący go na karę więzienia do 30 lat, byłby jednoznaczny z pozbawieniem go życia. Gwinejskie zakłady karne słyną z fatalnych warunków.
Podczas wywiadu, którego Mann udzielił brytyjskiej stacji telewizyjnej Channel 4, zaprzeczył, jakoby to on był głównym inicjatorem zamachu. Przy okazji oskarżył Hiszpanię i RPA o udział w planowanym przewrocie.
Na wolności pozostaje jeszcze Thatcher. Podobno Nguema poza listem gończym, wysłał po jego głowę rosyjskich gangsterów.
Gwinea Równikowa jest trzecim producentem ropy naftowej w Afryce na południe od Sahary. Dzięki złożom tego surowca jest uznawana za jeden z najbogatszych krajów kontynentu afrykańskiego. Ale dobrobyt nie dotyczy większości mieszkańców tej byłej kolonii Hiszpanii w Afryce. Bogaci się tylko prezydent i jego zausznicy. Zyskują również koncerny naftowe, którym Obiang zawdzięcza swoje trwanie przy władzy. A sam prezydent jest oskarżany o łamanie praw człowieka.