RPA 2010: Afryka na kolanie

afryka.org Wiadomości Sport RPA 2010: Afryka na kolanie

Nie tak miało to wyglądać. Afryka w końcu miała uderzyć z kopyta i pokazać piłkarskie zęby. Tymczasem nie można nie odnieść wrażenia, że jest to najgorszy start mundialowy kontynentu afrykańskiego od startu Zairu w 1976 roku. Po pierwszej rundzie można było być umiarkowanym optymistą, ale mecze RPA z Urugwajem oraz Nigerii z Grecją spowodowały zniszczenie większości pozytywnych emocji wiązanych z kibicowaniem drużynom afrykańskim na tym afrykańskim Mundialu.

Od 1982 roku na Mundialu rok w rok widzimy rosnącą rolę drużyn afrykańskich. Wielkim Mundialem afrykańskim był rok 1982, gdzie Kamerun i Algieria co prawda nie awansowali ze swoich grup, ale głównie dzięki szokująco nieuznanym bramkom i olbrzymim skandalom piłkarskim (niesławny mecz Austria – Niemcy). Zespoły, które skorzystały na tych niesprawiedliwościach skończyły odpowiednio na pierwszym, na drugim i na trzecim miejscu w Mundialu. Afrykańska piłka była na fali i udowodniła, że pomimo braku nazwisk grających w wielkich europejskich ligach była na tyle silna, że gdyby nie te kontrowersje mogła zajść daleko (może wygrać?). Drużyny Maroka w 1986 roku, Kamerunu w 1990 roku czy Nigerii w 1994 były na tyle silnymi drużynami, że stać je było na wygranie Mistrzostw Świata, a z najsilniejszymi ekipami świata nawiązywali równą walkę albo wręcz dominowali w meczu (jak Kamerun z Anglią w 1990 roku). Ówcześnie drużyn afrykańskich na Mundialu było niewiele, a odpadały nie dlatego, że były zespołami słabszymi, tylko dlatego, że ‘tak to bywa’.

Te imponujące występy drużyn afrykańskich wzmocniły naciski na poszerzenie liczby drużyn afrykańskich na Mundialu. I co? Od 1986 roku Afryka ma niechlubną tendencję do wysyłania zaledwie jednej drużyny do fazy pucharowej Mistrzostw Świata. Od 1998 roku reprezentacja afrykańska jest dużo większa, a mimo to wciąż tylko co najwyżej jedna ekipa awansuje z grupy. Co prawda 1998 i 2006 rok Afryka została mocno pokrzywdzona przez decyzje sędziowskie (w tym najbardziej szokujące było nieuznanie dwóch bramek strzelonych przez Kamerun przeciwko Chile), ale nie zmienia to faktu, że drużyny z kontynentu nie potrafią się przebić. Tym niemniej dzięki takim Mistrzostwom jak w 1982, w 1998 czy w 2006 w Afryce istnieje bardzo silne przekonanie o tym, że sędziowanie mundialowe jest bardzo krzywdzące dla drużyn z kontynentu. Wielu też uważa, że w 1990 roku Kamerun musiał wygrywać mecze grając przeciwko dwunastu, czyli przeciwnik + sędzia. Na tamtych Mundialach rzeczywiście zastanawia ilość niekorzystnych dla drużyn afrykańskich decyzji sędziowskich, ale w tym roku powiedzieć należy jedno: są to jak na razie najlepiej sędziowane mistrzostwa, jakie pamiętam. Co prawda miały miejsce dwa błędy sędziowskie (gol Argentyny przeciwko Nigerii po faulu oraz karny po spalonym w meczu Urugwaju z RPA), ale nie zmienia to faktu, że w obu meczach wygrał zasłużenie zespół lepszy.

Na obecnym Mundialu sytuacja drużyn afrykańskich nie wygląda dobrze. Po 8 meczach sześciu drużyn afrykańskich gospodarz już praktycznie jest za burtą i tylko seria bardzo korzystnych wyników daje im szansę na awans (w tym konieczność wysokiego pokonania Francji), natomiast trzy kolejne drużyny są dużo bliżej odpadnięcia niż awansu (przy czym Nigeria ma całkiem spore szanse na awans mając 0 punktów po 2 meczach tylko dzięki korzystnemu dla nich układowi w grupie). Jedynie występ Ghany i w mniejszym stopniu Wybrzeża Kości Słoniowej pozwala Afryce wciąż stać na jednej nodze, ale już się chwieje. Wygrana z dużo wyżej notowaną Serbią po totalnym rozłożeniu na łopatki dużo droższej pomocy serbskiej było osiągnięciem imponującym, pomimo tego, że wygrana jest wynikiem szczęścia i głupoty rywala. Tym niemniej szczęściu należy dopomóc, a głupota wynikała z nieustającej presji ghańskiego środka pola. Od pierwszego debiutu Ghany na Mundialu w 2006 roku pozostaje on najbardziej niezawodną ekipą afrykańską w historii Mundialu – nigdy nie zeszła poniżej pewnego poziomu gry i zawsze można polegać na fascynującej grze ich linii pomocy. Tym niemniej po ostatnich występach RPA i Nigerii wielkim przerażeniem i obawą napawa mnie mecz z Australią, czyli z rywalem z którym Ghana powinna zwyciężyć.

Być może przedwcześnie jest zastanawiać się nad przyczynami braku postępów afrykańskiej piłki narodowej. Niewątpliwie częściowo drużyny mogą mówić o pechu, jak Nigeria czy Ghana, które straciły swoje największe gwiazdy Mikela i Essiena tuż przed Mundialem w wyniku kontuzji, czy Wybrzeże Kości Słoniowej, która niewątpliwie straciła kły w wyniku niepełnej dyspozycji Drogby grającego ze złamaną ręką. Szczególnie Nigeria wygląda na mocno cierpiącą bez podań Mikela (wiele mówi się o tym piłkarzu, przykładowo narzeka się, iż większość podań idzie w bok lub do tyłu, ale faktem jest, że ma najlepsze statystyki podań ze wszystkich piłkarzy w Europie, wyższe nawet niż np. Xavi). Myślę, że wiele problemów wynika ze standaryzacji piłkarzy z kontynentu. Ostatnimi czasy w Europie na masową skalę produkuje się defensywnych pomocników z Afryki, co skutkuje ich wyraźnym nadpodażem w drużynach narodowych (szczególnie wyraźne jest to w przypadku kadry nigeryjskiej oraz kameruńskiej). Z kolei popyt na graczy kreatywnych jest niewielki, a nawet tak utalentowani ofensywnie gracze jak Obi Mikel zostali przerobieni na defensywnych pomocników u siebie w klubie.

W latach 90-tych w Afryce nie brakowało piłkarzy kreatywnych mogących w pojedynkę tworzyć coś z niczego. Teraz nie poszukuje się na kontynencie takich piłkarzy, a jedynie piłkarzy tanich i funkcjonalnych. Obecnie zaś istnieje wyraźny niedobór takich piłkarzy, a nawet jeśli się trafiają to często grają dla pomniejszych drużyn (np. prawdopodobnie najlepszy obecnie ofensywny pomocnik z Afryki Stephane Sessegnon gra dla Beninu). Ten deficytowy talent jest więc rozdrobniony po Afryce i choć afrykańska XI wyglądałaby imponująco to drużyny narodowo czerpią na nadpodaż jednego typu zawodnika, a niedobór innego. W przypadku Ghany jakoś to funkcjonuje, bo z tego kraju poszukuje się ogólnie mówiąc pomocników (niekoniecznie defensywnych), a w dodatku jakość szkółek piłkarskich w tymże kraju należy do najlepszych na kontynencie. W połączeniu z lokalnymi tradycjami piłkarskimi Ghańczycy charakteryzują się znakomitym odbiorem piłki, świetną grą w destrukcji, doskonałym opanowaniem piłki i grą pod pressingiem oraz jakościowymi umiejętnościami podawania piłki. A wszystko uzupełnione znakomitą kondycją fizyczną. Stąd też nawet względnie anonimowa ekipa Ghany, jaka przyjechała na tegoroczny Mundial, bez problemu opanowała środek pola z kilkakrotnie droższymi i bardziej znanymi piłkarzami z Serbii.

Z kolei sukcesy Wybrzeża Kości Słoniowej wynikają w dużej mierze z tradycji szkoły młodzieżowej ASEC Abidjan, którego model oparty na wieloletnim szkoleniu uczniów oraz unikaniu zbyt wczesnego odsprzedawania talentów do Europy, poskutkowało tym, że kadra narodowa w ponad 50% złożona z absolwentów z ASEC należy do najlepszych ekip na świecie. W dodatku w ASEC nie szkoli się piłkarzy pod oczekiwania europejskie, tylko stara się szkolić całościowo (od bramkarzy do napastników). Wybrzeże ma oczywiście tego pecha, że od pierwszego ich pojawienia się na Mundialu w 2006 roku trafia nieustannie na najsilniejsze ekipy świata i nawet mając tak rewelacyjną kadrę staje się z automatu outsiderem grupy. Trafiając do jakiejkolwiek innej grupy Wybrzeże byłaby wyraźnym faworytem do wyjścia.

W tym momencie konieczny jest pilnie wielki sukces drużyny afrykańskiej. Niewyobrażalna wygrana Algierii z Anglią po tragiczny, meczu ze Słowenią, pewny awans Ghany po dwóch meczach, zaskakujące zwycięstwo Kamerunu nad Danią i Holandią czy choćby remis Wybrzeża Kości Słoniowej z Brazylią. Inaczej obawiam się, że ten Mundial stanie się antytezą tego, co kontynent chciał osiągnąć i pokazać podczas tegorocznych mistrzostw.

Przemek Stępień

 Dokument bez tytułu