Sudański prezydent Omar al-Bashir ma wątpliwości co do szans powodzenia negocjacji z rebeliantami z Dar Furu. Jego zdaniem zbyt wiele zbrojnych ugrupowań operuje w zachodnim Sudanie, aby doszły one między sobą do porozumienia.
Podczas wywiadu udzielonego stacji Al-Arabiyah al-Bashir skrytykował też Stany Zjednoczone i międzynarodowe organizacje pomocowe za “tworzenie nieprawdziwego obrazu sytuacji w Dar Furze”. Rząd w Chartumie, reprezentowany przez al-Bashira twierdzi, że nie ma mowy o żadnym ludobójstwie i masakrach na zachodzie Sudanu. To wszystko to wymysł anty-sudańskich organizacji – powiedział al-Bashir.
Prezydent Sudanu powołuje się na informacje, z których wynika, że "za działaczami praw obrony człowieka, stoją Żydzi". Mówienie o zabijaniu i gwałtach, czy też o wojnie jest nadużyciem – uważa al-Bashir. Co więcej konfliktu w Dar Furze nie chce nazywać wojną, ale „sporem plemiennym”. W jego opinii darfurscy rebelianci byliby w innym kraju uznani za terrorystów. Jednak skoro walczą z sudańskim rządem, to Zachód uważa ich za „bohaterów”.
Tymczasem w Dar Furze trwa regularna wojna. Po jednej stronie znaleźli się rebelianci, którzy bronią czarnych Afrykańczyków z tego rejonu Sudanu. Po drugiej arabska milicja dżandżawidów, wspierana przez rząd w Chartumie.
27 października br. mają odbyć się rozmowy władz Sudany z darfurskimi rebeliantami w libijskim mieście Tripoli. W Dar Furze zginęło już 200 tysięcy osób, a 2,5 mln musiało opuścić swoje domy.
(lumi)