Psychobójca z czarnego lądu

afryka.org Kultura Książki Psychobójca z czarnego lądu

Współczesna literatura afrykańska jest w Polsce niemal kompletnie nieznana. Zachowawcza polityka głównodowodzących na rynku literackim, zredukowała znajomość z nią praktycznie do twórczości niedawnego noblisty – Johna Maxwella Coetzee. Dotychczasowy impas wydawniczy próbuje przełamać nowy gracz na literackim rynku – firma Karakter.

Na pierwszy ogień poszedł pisarz rodem z Republiki Konga. Wydany pod koniec ubiegłego roku ,,Kielonek” zdobył serca zarówno krytyki jak i czytelników (co niekoniecznie idzie w parze), a tegoroczna repeta z ,,African psycho”, skutecznie sytuuje Alaina Mabanckou na miejscu nowego idola zblazowanych licealistek i pretendujących do kreowania współczesnych trendów studentów. I bardzo dobrze – w końcu proza Mabanckou tryska humorem, świeżością i dyskretnym absurdem. Ta moda to miła odtrutka na głęboko depresyjne, wypełnione traumą i niedostosowaniem, wyśmienite swoją drogą, pisarstwo ostatnich medialnych ikon literatury – Michaela Houelebecqa czy Elfriede Jelinek.

,,Postanowiłem zabić Germanie dwudziestego dziewiątego grudnia. Myślę o tym od tygodni, gdyż, cokolwiek by o tym nie mówić, zabicie kogoś wymaga zarówno psychicznego, jak i materialnego przygotowania. Sądzę, że odnalazłem już odpowiedni stan ducha, nawet jeśli wciąż nie zdecydowałem, jakim narzędziem dokonam tego czynu. Pozostaje jedynie rozstrzygnąć ów szczegół”. Tym monologiem głównego bohatera, rozpoczyna swoją historię Mabanckou. Cytat trochę długi, ale fenomenalnie charakteryzuje głównego bohatera i wskazuje kierunek, w jakim przebiegnie opowieść. Pozostałe dwieście stron lektury, to festiwal skrzętnego planowania szczegółów zbrodni, równie skwapliwego wycofywania się z przedsięwziętych planów, litania wewnętrznych sporów i narastających wątpliwości, w końcu mierzenie się z wizją własnego, być może nieistniejącego w rzeczywistości, ja.

Gregoire Nakobamoyo mieszka w ubogiej dzielnicy picie-wody-to-idiotyzm, leżącej w bliżej nieokreślonym afrykańskim państwie. Już dzieciństwo nie sprzyjało naszemu bohaterowi – tuż po urodzeniu został porzucony w szpitalu przez matkę. Pozbawiony rodzicielskich uczuć, najpierw z przymusu, później coraz bardziej świadomie, przyjmuje edukację ulicy, z którą nieuchronnie wiążą się: cwaniactwo i przemoc, ale też podskórny lęk, niepewność i nieustanne zagrożenie. Przez jakiś czas wydaje się, że los się odmienił – opiekę nad Gregoirem przejmuje ,,dobrze postawiona” w hierarchii społecznej rodzina zastępcza. Jednak krótkotrwały pobyt w ciepłym mieszczańskim gniazdku, mimo wielu docenianych przez bohatera pozytywów (jak nauka pisania i czytania, czy pełny brzuch), przynosi rozczarowanie i ostateczne zdemaskowanie moralnej obłudy klasy wyższej. Bohater powraca do naturalnego środowiska, na ulicę, którą ,,traktuje jak ojca i matkę z braku prawdziwych rodziców”. Równocześnie potrafi on zachować pozory społecznej normalności: buduje własny, półlegalny dom, zakłada przyzwoicie prosperujący zakład samochodowy. Mimo że mentalnie głęboko wrośnięty w tkankę miasta, świadomie wybiera życie na jego marginesie, w pozornym uśpieniu. Tworzy figurę samotnego introwertyka wędrującego po dobrze sobie znanych, oznaczonych krwią i potem ulicach, pełnych moralnego ścierwa, syfu i kurewstwa, ulicach tworzących ,,dzielnicę, która stała się hańbą dla całego kraju”. Sfrustrowany, świadomy własnej małości, pełen kompleksów dotyczących fizycznego wyglądu (kanciasty łeb, wielkie, nieproporcjonalne dłonie), przepełniony nienawiścią do ,,tych lepiej urodzonych, tych, którym się udało” (,,nie cierpię ludzi pięknych, bo nic nie zrobili, żeby na to zasłużyć, i tylko społeczeństwo ogłasza, że są piękni”), ma świadomość przegrania swojego życia już na starcie. Ale i przegranym można marzyć o wielkich czynach, popularności i – jeśli nie o wzbudzaniu powszechnej sympatii – to przynajmniej przerażenia. Idolem Gregoira jest mistrz Angoualima – nieżyjący już legendarny seryjny morderca, który zyskał medialną sławę, a wspomnienie jego imienia po dzisiejszy dzień wzbudza strach i pewnego rodzaju społeczny szacunek. Zainspirowany dokonaniami ….bohater Nakobamoyo postanawia wkroczyć na drogę przemocy, od tej pory jego grafik dnia wypełnia planowanie morderstwa Germaine – prostytutki przybyłej z ,,kraju naprzeciwko”. Tyle tylko, że zabić wcale nie jest tak łatwo, a i Gregoire okazuje się nie być urodzonym mordercą.

I tu ujawnia się uroda pisarstwa Nakobamoyo – podszyta ironią przewrotność pomaga autorowi wygrać dość oklepany wątek na swoją korzyść. Bohater, przedstawiony pierwotnie jako bezlitosny, działający bez cienia wątpliwości, pragmatyczny zabójca stopniowo ukazuje drugą, prawdziwą twarz, człowieka – owszem, pozbawionego niuansów natury moralnej, za to wewnętrznie słabego, nie wytrzymującego ciążącej nad nim psychicznej presji, psychokillera, którego każdy atak na świat zewnętrzny kończy się nokautem wewnętrznym. I nie pomoże robienie groźnych min ani seanse terapeutyczno-inspiracyjne na grobie mistrza Angoualima, spoczywającego na cmentarzu zmarłych-którzy-nie-mają-prawa-do-snu. Psychiczne męki autor rozwleka w czasie, napawając się w nieskończoność początkowo nieuświadomioną nieporadnością bohatera. Pewnie myślicie, że zdążyłem już opowiedzieć całą fabułę ,,African psycho”. Nic bardziej mylnego. Zapewniam, że za pozornym “nic nie dzianiem się” i rozchwianiem psychicznym Gregoira kryje się intensywność fabularna, którą można by spokojnie obdzielić kilka innych lektur. Dodatkową zaletą powieści jest jej lekki, ironiczny język, neutralizujący odrobinę ciężkawą tematykę. Mabanckou bez taryfy ulgowej pokazuje biedę, przemoc i brak autorespektu współczesnej Afryki. Ze sfrustrowanej niesprawiedliwością społeczno-ekonomiczną dzielnicy picie-wody-to-idiotyzm tworzy luźną metaforę getta, zamieszkanego przez ludzi pozbawionych równych szans rozwoju, udowadniając, że pomimo niesamowitego skoku cywilizacyjnego problem wykluczenia jest wciąż aktualny, a pozornie odległy trzeci świat jest na sąsiedniej ulicy, niezależnie od szerokości geograficznej na której się znajdujemy. W ,,African psycho” słychać wyraźnie głos oskarżycielski skierowany w stronę mediów promujących najniższe instynkty, a także kpinę z ogłupiałej publiczności niecierpliwie przebierającej nogami w oczekiwaniu na kolejne krwawe “szoł”. Jak u Masłowskiej: Devil tv czynne 24 godziny na dobę, bez powtórek, wszystko na żywo. Ale książka Mabanckou, to przede wszystkim rzecz o złudzie, gonieniu nieuchwytnych marzeń, w końcu o bolesnej konfrontacji urojeń dotyczących własnej osoby z realnym życiem.

Największa przyjemność kontaktu z prozą Mabanckou polega na jej wielowymiarowości i – pozostawieniu otwartą – całkiem sporej furtki interpretacyjnej. W zależności od potrzeby możemy ją czytać jako podszytą specyficznym humorem powieść sensacyjną lub gorzką, egzystencjalną rozprawkę krytyczną. A to tylko dwa możliwe tropy, warto poszukać swojego.
I tylko nie można się uwolnić od pytania: kogo tak naprawdę próbuje zabić Gregoire? Ciebie, siebie? A może mnie…

Mariusz Rajkiewicz, madeinbialystok.com

 Dokument bez tytułu