Świetny głos, dobry gust i coraz lepsze brzmienia. Darey pokazuje, że nie trzeba żyć w Stanach Zjednoczonych, by tworzyć bardzo dobrą muzykę. Wystarczy talent i geny. Reszta przyjdzie sama.
Dare Art Alade pochodzi z niezwykle uzdolnionej rodziny. W krwi jego najbliższych od zawsze płynęła muzyka. Ojciec był bardzo znany. Jako gwiazda muzyki jazz, często pojawiał się w telewizji i lokalnych gazetach. Nic więc dziwnego, że marzeniem Dareya była kariera piosenkarza.
Już w wieku lat 15, Darey występował w miejscowych chórach. Później zacząć dawać koncerty w klubach. Był to nie lada wyczyn. Mało kto może poszczycić się śpiewaniem dla dużej publiki w dwóch największych miastach Nigerii – Lagos i Ibadanie. To było jednak nic w porównaniu z wyczynami, które miały miejsce w 2004 roku.
Nikomu nieznany wokalista z Nigerii postanowił wziąć udział w telewizyjnym reality show „Project Famous Academy”(odpowiednik polskiej „Fabryki Gwiazd”). Twórcy z 10 afrykańskich krajów zostali zameldowani w jednym domu. Przez cały tydzień widzowie mogli oglądać prywatne życie nowych gwiazd – od porannego wstawania, po trening, aż do występu na żywo. W każdą niedzielę odbywał się koncert. Artyści mogli popisywali się nowym repertuarem i jednocześnie walczyli o pozostanie w programie. Darey zaszedł daleko, zajął trzecie miejsce. – Gdy wracałem do kraju, ludzie mówili mi, „powinieneś wygrać”- mówi po latach. Można jednak powiedzieć, że Darey okazał się największym wygranym. Jako jedyny zrobił międzynarodową karierę, a samo reality show dało mu możliwość nagrania solowego krążka.
Album „From Me 2 U” był efektem współpracy z wytwórnią Storm Records. Znalazły się na nim trzy hity, które odbiły się szerokim echem poza granicami Nigerii. Największym z nich, był „Fuji”. Stworzony przy udziale m.in. Ikechukwu, trafił w gusta imprezowiczów z Lagos, Ibadanu i Abudży. Nie był specjalnie ambitny. Nie posiadał skomplikowanej linii melodycznej. Nie zawarto w nim również mądrych słów. „Fuji” było jednak prostym przykładem tamtejszych trendów. Tak jak u nas ludzie wciąż bawią się przy disco polo, tak w Nigerii ludzie mają słabość do wszelkiej maści syntezatorów i raczej przeciętnej jakości produkcji. Byleby wpadało w ucho i dobrze się przy tym tańczyło.
Pozostałe dwa hity były już bardzo różne od „Fuji”. „Original Naija” oraz „Escalade” niosły już za sobą przesłanie. Na wyróżnienie zasługuje ten pierwszy utwór. Bardzo dobra melodia i świetne słowa. „Escalade” jest osadzony za to w klimatach amerykańskiego R&B. Powolny, ale jakościowo nie odbiega od standardów zza Oceanu.
Dwa lata później Darey przedstawił siebie w nowym świetle. Krążkiem „unDAREYted” potwierdził swoje wysokie ambicje. Poprawił styl. Nie udaje gwiazd hip-hopu. Stara się ubierać i zachowywać, jak dostojny obywatel. Zmianie uległy jego piosenki. Więcej jest miejsca dla fortepianu, rytmów soul. Coraz rzadziej słychać rytmy dyskotekowe, czy pop. Jeśli już takie zobaczymy, to są to raczej produkcje wyższych lotów. Tak jak „Carry Dey Go”. Utwór nagrany wspólnie z 2Face, przebojem wdarł się na szczyty list przebojów. Wizytówką albumu „unDAREYed”, są jednak dwie piosenki – „Not The Girl” oraz „No Stars”. Darey wykonał przy nich niesamowitą robotę. Oba utwory aż kipią amerykańskim soulem. Świetny wokal, przy akompaniamencie fortepianu. Zarówno „Not The Girl”, jak i „No Stars” doczekały się teledysków. Klipy zostały nakręcone w Cape Town. Motywem przewodnim, była oczywiście piękna kobieta. Świetne zdjęcia, cudowna sceneria i ciekawe pomysły.
Darey śpiewał już obok największych gwiazd muzyki hip hop, pop i r&b. Sam mówi, że dla niego, to wciąż początek. Właśnie zapowiedział wydanie płyty w Stanach Zjednoczonych. Artysta pracował nad nim od marca i wiadomo, że krążek jest już na wykończeniu. Będzie on bazował na „unDAREYted”, lecz różnić ma się nazwą i kilkoma utworami.
Jeśli Darey utrzyma obecną „formę”, to już wkrótce możemy być świadkami wielkiej kariery Nigeryjczyka w USA.
Mb