Na brak muzycznych wydarzeń w pierwszej połowie roku narzekać nie możemy! Bonga, Dee Dee Bridgewater z malijskimi muzykami, Cassandra Wilson, Angelique Kidjo. Sama radość!
A z mojego wyspowo-zielono-przylądkowego podwórka występy Lury w Poznaniu i w Warszawie. Ale z wyjątkową przyjemnością zaznaczam w kalendarzu dzień 18 czerwca, kiedy to w Sali Kongresowej w Warszawie pojawi się ponownie Bosonoga Diva.
To już cztery lata od ostatniego występu Cesárii Évory w stołecznym Teatrze Roma. Potem były koncerty w Poznaniu, Zabrzu, Szczecinie, Gdyni, Wrocławiu i ubiegłoroczny, pamiętny w amfiteatrze w Zielonej Górze. Pamiętny, bo ponad czterotysięczna publiczność zaskoczyła pieśniarkę i jej muzyków chóralnym „Sto lat", Skutek był natychmiastowy: dodatkowy bis.
Ale na pytanie Cesárii, dlaczego nie śpiewa w Warszawie, nie bardzo umiałam odpowiedzieć. I na szczęście już nie muszę. W czerwcu Bosonoga Diva wraca na deski Kongresowej. Mam tylko nadzieję, że tym razem obędzie się bez kojarzonego na siłę ( z polskiej strony oczywiście ) duetu. A może to kwestia gustu? A o gustach, zwłaszcza publiczności, podobno się nie dyskutuje.
A i sama Cesária zdążyła przywyknąć do tych niespodziewanych współwykonawców słynnego „Sodade" : gdyby tak połączyć w jedno wszystkie nagrania tej morny, jakie przyszło jej wykonać z różnymi wokalistami i zespołami w czterech stronach świata, jej sztandarowa piosenka chyba trwałaby i trwała…
Natomiast raczej nie mam nadziei, że warszawska publiczność pozazdrości zielonogórskiej i Cesárii zaśpiewa: chociaż takie chóralne „Sodade" to dopiero byłoby coś!