Książka urodzonego w Nigerii Ify Nwamany zasługuje na uwagę czytelnika polskiego, co najmniej z kilku względów.
Po pierwsze jest to jedna z nielicznych relacji o życiu afrykańskich imigrantów w Polsce napisana przez samego Afrykanina, opowiedziana z jego punktu widzenia i jego słowami. Co już stanowi pewien walor poznawczy. W przeciwieństwie do książek pisanych przez podróżników czy rezydentów europejskich przebywających w Afryce, brak w zasadzie analogicznych wspomnień Afrykanów o ich życiu w Europie, które wzbogaciłyby naszą wiedzę o spostrzeganiu przez Czarnych „naszego świata”.
Po drugie dotyczy targowiska na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie, „najwspanialszego – zdaniem autora – miejsca do robienia interesów”, stanowiącego fenomen nie tylko ekonomiczny, ale i kulturowy na skalę światową. Orientalnego bazaru zwanego, jak na ironię „Jarmarkiem Europa”, ale wbrew pozorom będącego nazwą niezwykle odpowiednią, jako funkcjonujące dawniej określenie Polski sarmackiej. Magicznego miejsca, o którym krążyły opowieści na najdalszych kontynentach, prawdziwej Wieży Babel, gdzie Afryka spotykała się z Azją a Wschód z Zachodem.
Po trzecie książka jest w swym dokumentacyjnym realizmie wręcz nieprawdopodobna, stanowiąc znakomite źródło dla wszystkich badaczy interesujących się tym epizodem warszawskiej historii. Nwamana nie wymyślił, bowiem ani jednej ze swoich historyjek, o których opowiada. Wszystkie, mają swoje korzenie w rzeczywistych wydarzeniach. Nawet, jeśli niektóre z nich zostały silnie przerysowane, a imiona bohaterów zmienione, to wiele innych, jak np. historia hinduskiego sprzedawcy ćhapati, Ugandyjki ubiegającej się o status uchodźcy, praktyk nigeryjskich oszustów, czy wielkiej kariery i upadku kameruńskiego intelektualisty („Charliego”), zostały z relacjonowane wręcz z dziennikarską dokładnością.
Powieść poza tym nie ogranicza się wyłącznie do opisu stadionowej rzeczywistości, lecz daje równie realistyczny wgląd w inne związane z nim konteksty, jak np. w warunki nigeryjskiej rodziny zmuszonej zainwestować w emigrację jednego z jej członków, w metody nielegalnej migracji, w procedury ubiegania się o status uchodźcy, w sytuację w ośrodku dla uchodźców na Siekierkach, a wreszcie w świat wszechogarniającej korupcji, dzięki któremu najsprytniejsi z przybyszy mogą jednak przetrwać w nie zawsze przyjaznym dla nich środowisku.
Autor przy tym jest szczery aż do bólu, nawet kosztem dobrego wizerunku swych współbraci w oczach polskich czytelników. Nie udaje, że ubiegającym się o status uchodźcy grożą prześladowania, a wszyscy Afrykanie to zawsze pokrzywdzone niewiniątka. Nie zadaje głębszych pytań egzystencjalnych i nie podpiera się żadną ideologią. W jakimś stopniu opisuje ich takimi, jakimi do pewnego stopnia zapewne są, jako młodych chłopców głodnych za wszelką cenę sukcesu finansowego i pożądających białych kobiet.
Powieść Ify Nwamana to przede wszystkim jednak wielka pochwala Stadionu, „krainy nieograniczonych możliwości”, zwanej wyspą piratów lub małą Ameryką, którego bogiem był Mamon, gdzie „sprzedawcy zarabiali dużo pieniędzy, a kupujący cieszyli się z niskich cen… i wszyscy byli szczęśliwi”. Dzięki handlującym imigrantom w końcu wszyscy zarabiali od nieprzychylnych Stadionowi władz miejskich począwszy a na prześladującej sprzedawców policji i straży granicznej skończywszy. Nwamana opisuje Stadion, jako siedlisko zła, brudu i złodziejstwa, ale także jako niezwykły tygiel kulturowy. Pokazuje konflikty, ale i współpracę między Afrykańczykami a Ormianami, Ukraińcami, Wietnamczykami czy Polakami, tysiącami ludzi z dziesiątek grup etnicznych ścieśnionymi na obszarze nie większym niż 30 hektarów.
Wiadomo, że do integracji cudzoziemców ze społecznością przyjmującą potrzeba trzech rzeczy: znalezienia przez obcokrajowca satysfakcjonującej pracy, przyjaciół i odniesienie względnego sukcesu finansowego. W Polsce wszystkie one były osiągalne tylko na Stadionie. Stadion był „najbardziej autentycznym laboratorium integracji”, jak mówił duchowy opiekun tego miejsca ks. Edward Osiecki. Było to miejsce, które jak żadne w Europie, w swych najlepszych latach dawało realną nadzieję na odniesienie sukcesu tysiącom bezdomnych, pozbawionych pieniędzy i w dodatku nielegalnych imigrantów. Tylko tutaj mogli się zatrudnić, zarobić pierwsze pieniądze i ze zwykłych sprzedawców z czasem stać się przedsiębiorcami, pozwolić sobie na wynajęcie mieszkania i kupienie samochodu. W międzyczasie nauczyć się języka polskiego, zalegalizować pobyt, poznać przyjaciół i ożenić się.
W Polsce gdyby władze poważnie chciały integracji imigrantów, to nigdy nie pozwoliłyby skazać „Jarmarku Europa” na całkowite zniknięcie, przynajmniej zanim nie zostanie ono dokładnie zbadane przez socjologów i antropologów. Zatroszczyłyby się też, aby w całości został przeniesiony w inne miejsce. Chroniłyby go jako instytucję integracyjną a zarazem święte miejsce azylu a nie nasyłały swoje służby mundurowe, aby go bezmyślnie niszczyły. Dobrze, że, dzięki Nwamanie zachowa się, choć literacka wersja opisu tego naprawdę niezwykłego miejsca, jakim był bazar na Stadionie Dziesięciolecia.
Maciej Ząbek
Ify Nwamana, Stadion. Diabelskie igrzyska, tyt. oryginału: Stadium. The Devil’s Playground, tłum. Ingeborga Janikowska-Lipszyc, Wydawnictwo Pierwsze, Warszawa 2009