Polskie marzenia o koloniach: Liberia

afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej Polskie marzenia o koloniach: Liberia

Jesienią 1933 r. przyjechał do Warszawy nieoficjalny przedstawiciel Liberii, dr Leo Sajous, który zwrócił się do Ligi Morskiej i Kolonialnej (LMK) z propozycją nawiązania stosunków gospodarczych i kulturalnych między Liberią a Polską. W kwietniu 1934 r. do Liberii popłynęła delegacja LMK, pod przewodnictwem pisarza i podróżnika, Janusza Makarczyka. Głównym rezultatem wyprawy była umowa gospodarcza zawarta między Republiką Liberii a… Ligą Morską i Kolonialną.

Wokół umowy tej narosło sporo nieporozumień, warto o nich wspomnieć [1]. Według samego Janusza Makarczyka miała się ona składać z dwóch części: jawnej – gospodarczej i tajnej – wojskowej. Na mocy tej ostatniej Liberia miała powierzyć Polsce m.in. zmodernizowanie swoich wojsk granicznych, natomiast Polska, w razie konfliktu w Europie, mogła przeprowadzić w Liberii rekrutację 100 tys. osób [2]. W zbiorach Archiwum Akt Nowych zachował się jedynie projekt umowy gospodarczej. Nie zawiera on żadnych klauzul dotyczących współpracy wojskowej [3]. Projekt umowy, która miała być podpisana przez Prezydenta Republiki Liberii oraz Prezesa LMK, gen. Gustawa Orlicz-Dreszera, mówi m.in. o wydzierżawieniu na 50 lat 50 polskim plantatorom po 150 akrów ziemi, które miały być wykorzystane pod uprawę kauczuku, bawełny, kawy, ryżu, koli lub kakao, o uprzywilejowaniu polskiego przemysłu przy tworzeniu monopoli państwowych rządu Liberii, o prawie do utworzenia specjalnego towarzystwa do eksploatowania bogactw naturalnych, o najwyższym uprzywilejowaniu m.in. w zakresie obrotu towarami i surowcami, wwozu i wywozu towarów oraz stawek celnych, a także o gwarancjach w zakresie prawa do osiedlania się, prowadzenia działalności przemysłowej i handlowej, obrotu mieniem, a także o wysyłaniu polskich rzeczoznawców na potrzeby rządu Liberii.

Z dzisiejszej perspektywy może dziwić asymetria umowy zarówno co do rangi stron, jak i przypisanych przywilejów. Jednak trzeba pamiętać, że umowa została podpisana w czasie, gdy Liberia znajdowała się w skrajnie trudnej sytuacji międzynarodowej: groziła jej utrata części suwerenności na rzecz Ligi Narodów. Umowa miała charakter ramowy, ponadto zawierała klauzulę, że będzie ratyfikowana przez państwo polskie oraz że powstanie w Liberii konsulat generalny RP. Tak się jednak nie stało, ponieważ polskie MSZ, które nie było zachwycone faktem wynegocjowania umowy przez LMK bez konsultacji, nie wykazało zainteresowania realizacją tego porozumienia [4]. Natomiast fakt zawarcia umowy z Polską miał ogromne znaczenie propagandowe dla rządu Liberii. Zaniepokojeni o własne interesy przedstawiciele innych państw (szczególnie Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej) zaczęli energicznie zabiegać o polepszenie relacji z rządem Liberii (w przypadku Stanów Zjednoczonych zakończone pełnym sukcesem w postaci traktatów przyjaźni, handlowego i morskiego między tymi krajami, z przyznaniem Ameryce szeregu koncesji [5]).

W lipcu 1934 r. do Liberii wyjechali pierwsi polscy rzeczoznawcy: inż. Tadeusz Brudziński i lekarz płk Jerzy Babecki. W sierpniu w ich ślady poszło pięciu kandydatów na plantatorów: Zygmunt Brudziński, Kamil Giżycki, K. Armin, L. Kopytyński, S. Szabłowski, a w grudniu kolejni trzej: Jerzy Chmielewski, Edward Januszkiewicz, S. Golewski. LMK delegowała do Liberii swojego pełnomocnika, Jana Bartoszczyka, którego potem zmienił inż. Stefan Paprzycki. Plan działań gospodarczych na obszarze Liberii polegał w początkowej fazie na założeniu kilku plantacji i faktorii handlowych, które miały zajmować się skupem artykułów rolnych od plantatorów oraz zbytem towarów z Polski. Program ten miał być realizowany dzięki środkom finansowym Ligi, a koordynowany przez powołany do tego syndykat handlowy, który miał również uruchomić pierwsze zakłady przemysłowe. W drugim etapie przewidywano szereg inwestycji, takich jak budowa dróg, kolei, portu, kopalni, z udziałem kapitału państwowego i prywatnego [6]. Okazało się jednak, że polskie instytucje państwowe nie były zainteresowane pogłębioną współpracą z Liberią [7].

Jako miejsce osadnicze wybrano okolice pogranicza Liberii z Gwineą, wzdłuż drogi Monrovia-Gbanga. Na początku 1935 r. zaczęto przygotowywać plantacje. Okazało się, że stworzenie samowystarczalnej plantacji kawy czy kakao wymaga ogromnych inwestycji, daleko większych niż oferowany osadnikom przez LMK kredyt w wysokości 20 tys. zł. Pierwsi osadnicy zrezygnowali z uprawy gatunków bardziej wymagających i postawili na rośliny „tańsze” – przede wszystkim rycynus oraz tytoń. W połowie 1935 r. plantatorzy mieli już postawione i prowizorycznie urządzone domy mieszkalne, niewielki inwentarz żywy, ogródki warzywne, szkółki kawy i kakao. Jednak pierwsze lata przynosiły spore rozczarowania (np. plagi szarańczy, która niszczyła plantacje, brak nasion roślin ocieniających etc.). Kolonistom brakowało również instytucji obsługującej ich kontakty handlowe z Polską.

Fragment opisu akcji kolonizacyjnej w Liberii sporządzonego przez jednego z jej uczestników (J. Chmielewski?)

Obecnie sytuacja na plantacji jest taka: Plantatorzy mają postawione domy, jako tako urządzone /większość ››mebli‹‹ ze skrzynek po benzynie/ jakie takie gospodarstwo domowe – kury, kaczki, perliczki i kozy. Próby założenia ogrodów warzywnych, jak dotychczas zawiodły, dzięki większej ilości szkodników, pleśni i grzybków. Udało nam się jedynie wyprodukować rzodkiewki, ogórki, oraz b. słabe pomidory. Również są gotowe ważniejsze budynki gospodarcze, jak magazyny, kurniki, kuchnie i domy dla służby i rękodzielników /rymarzy, kowali/. Jak już wyżej wspomniałem wszyscy plantatorzy mają szkółki roślin cenniejszych. Praca w polu przedstawia się następująco: W porze suchej prowadziliśmy wyrąb lasu, który następnie został spalony po oczyszczeniu tego terenu z pni i gałęzi, które ogień nie strawił, w porze deszczowej w lipcu przystąpiliśmy do sadzenie rycynusu. Na plantacji, którą prowadzę było posadzone już ponad 30 ha rycynusu. Od tamtego czasu roboty trwają dalej. (…) Suma 20.000 złotych jest za mała do założenia jakiejkolwiek plantacji samowystarczalnej na terenie Liberji…”

pismo z listopada 1935 do Prezydium Zarządu LMK, AAN, MSZ/ 4462, s. 98-99.

Niepowodzenia osadników, jak również brak syndykatu, który był nieodzownym elementem zbytu towarów produkowanych przez nich, nie przeszkadzały LMK w dalszym zachęcaniu do inwestowania w Liberii. Świadczy o tym artykuł K. Armina pt. W wolnej Republice Czarnych, opublikowany w „Morzu”.

W wolnej Republice Czarnych

Kiedy po trzy i pół rocznym pobycie w Liberii wróciłem do kraju na 6-miesięczny wypoczynek, zwróciła się do mnie redakcja „Morza”, prosząc o artykuł na temat mojego pobytu w Liberii. (…) Plantacje polskie w Liberii zostały zorganizowane, jako pewnego rodzaju szkoła dla przyszłych pionierów kolonialnych. Przybywający tu bowiem kolonista musi sobie samodzielnie dawać radę z wielu zagadnieniami, których dobrze nie zna, a których rozwiązanie stanowi nieraz dość duże trudności. (…) Plantator musi znać się na wszystkim: powinien umieć zbudować dom czy magazyn, przeprowadzić pomiary miernicze, zbudować most, wytyczyć drogę – słowem wiedzieć cały szereg rzeczy, które są związane z gospodarką plantacyjną. Podstawowe wiadomości z medycyny są również bardzo potrzebne. (…)

Kiedy już zorganizuje się gospodarkę domową, zaczyna się nabierać doświadczenia w pracy na plantacjach, a w pierwszym rzędzie w odpowiednim dobieraniu materiału ludzkiego i postępowaniu z nim. Murzyni w Liberii przedstawiają dobry materiał roboczy, jedynie ci, którzy uczęszczają do szkół są nieco zdemoralizowani. Murzyn, nauczywszy się zaledwie sylabizować i nieco pisać, uważa się za istotę wyższą od swoich współbraci i wzięty do pracy na plantacji zwykle po trzech czy czterech dniach prosi o lepszą pracę, prośbę swą motywując tym, że jest „cywilay”, ponieważ umie czytać i pisać. Naturalnie za lepszą pracę uważa taką, gdzie można jak najmniej pracować, a otrzymuje się lepsze wynagrodzenie. (…)

Jak przekonaliśmy się, klimat liberyjski nadaje się doskonale do plantowania prawie wszystkich kultur tropikalnych, a przede wszystkim kauczuku, kakao i kawy. Na polskich plantacjach plantuje się kakao i kawę, robiono także próby z rycynusem i orzechem ziemnym, ze względu jednak na trudności – trzeba było je przerwać. Jest bowiem czynnik, który utrudnia w dużym stopniu eksploatację, a mianowicie transport. Ale i ta kwestia będzie w najbliższej przyszłości rozwiązana, gdyż budowa drogi rządowej, prowadzącej w głąb kraju, a mającej przejść przez polskie plantacje, nabrała tempa, odkąd prace zostały przejęte przez Firestone Comp. (…) Bogactwa mineralne Liberii są duże, gdyż oprócz diamentów, złota, żelaza znajduje się tam miedź, mangan oraz prawdopodobnie węgiel i nafta. Jeżeli chodzi o handel – to Niemcy, Holendrzy, Francuzi, Anglicy i nawet Amerykanie mają swoje potężne firmy handlowe w Liberii, które zakupują bezpośrednio surowce od krajowców oszczędzając w ten sposób swym krajom rocznie wiele milionów. I dla firm polskich znalazłoby się w Liberii miejsce. Niestety mało kupców polskich zdaje sobie z tego sprawę… (…)”

K. Armin, „Morze” 1938, nr 4, s. 19-20.

Dopiero po kilku latach plantatorom udało się osiągnąć pewną stabilizację dającą szansę dalszego rozwoju plantacji, ale wtedy już LMK musiała się wycofywać z Liberii. Akcja „kolonizacji” w tym kraju załamała się z powodu braku odpowiednich funduszy na jej prowadzenie ze strony LMK oraz zmiany sytuacji wewnętrznej w Liberii. W połowie 1936 r. rozpoczęto antypolską kampanię w prasie lokalnej, którą zainicjował artykuł z 28 sierpnia 1936 r. opublikowany przez „The Weekly Mirror”, a następnie przedrukowany przez prasę amerykańską. Oskarżano w nim Polskę o ukryty zamiar uczynienia z Liberii polskiej kolonii [8].

Źródłem tej kampanii były najprawdopodobniej przedstawicielstwa państw zaangażowanych politycznie i gospodarczo w Liberii (w szczególności amerykański koncern Firestone [9]), które konkurowały o koncesje w Liberii. Z drugiej strony działalność propagandowa LMK w Polsce, z hasłami pozyskania kolonii, dawała łatwy pretekst do takiej właśnie interpretacji działań polskich w Liberii. Ponadto rozchodziły się zupełnie fantastyczne pogłoski dotyczące tajnej umowy między Polską a Liberią i rzekomo prawdziwych intencji Polski podporządkowania sobie Liberii. Miał je ponoć rozgłaszać m.in. dr Leo Sajous [10]. W sprawę zaangażował się nawet Departament Stanu USA, który kilkakrotnie podejmował rozmowy na temat Liberii z polską ambasadą w Waszyngtonie. Ostatecznie w 1937 r. MSZ podjęło decyzję o zakończeniu akcji LMK w Liberii. W 1938 r. zlikwidowano przedstawicielstwo LMK w Monrovii i zaczęto rozwiązywać umowy z plantatorami. Jeszcze w tym samym roku na jaw wyszły różne nadużycia plantatorów, m.in. nielegalny handel bronią myśliwską. Akcja LMK w Liberii zakończyła się więc całkowitą porażką.

Pismo Konsulatu Honorowego RP w Monrovii do Konsulatu RP w Marsylii

Mowa o wznowieniu dochodzenia tutejszych władz w sprawienie bezprawnie sprzedanych strzelb myśliwskich polskiej produkcji ludności miejscowej. Ich nabywcy, „Murzyni”, zostali czasowo aresztowani, a broń skonfiskowana. Nie wyciągnięto żadnych konsekwencji wobec polskich plantatorów, sprzedawców tej broni. Jednakże w każdej chwili takich konsekwencji można się spodziewać.

Dalej czytamy:

„Pomijając już sprawę powyżej omawianą, ogólne warunki tutejsze nadal nie przedstawiają się korzystanie dla jakichkolwiek przedsięwzięć. Wpływy zainteresowanych tu sfer amerykańskich nadal się rozszerzają, opanowując całokształt życia gospodarczego i administracji kraju, a posunięcia w kierunku wyeliminowania wszelkich innych wpływów, czy zainteresowań obcych, będą nadal kontynuowane. Pod względem rolniczym rok ubiegły nie przyniósł żadnej zasadniczej zmiany na lepsze w stanie i rozwoju kultur na plantacjach polskich. Wyniki potwierdzają jedynie nadal, że większość terenów zajętych pod te plantacje nie nadaje się w zupełności pod tego rodzaju kultury i eksploatację.

17.03.1939 r., AAN, MSZ/ 4465, s. 6.

Cdn.

Krzysztof Wittels

Przypisy:

[1] Białas Ibidem, s. 208.
[2] Makarczyk J., Liberia, Liberyjczyk, Warszawa 1936, s. 84-85; Makarczyk J., Widziałem
i słyszałem. Wspomnienia podróżnicze, Warszawa 1957, s. 67-75 [za:] Białas,
1983, s. 208-209.
[3] AAN, Konsulat RP w Monrovii/5, s. 9, 10-21.
[4] 29 września 1934 r. do Polski przyjechali, za wiedzą MSZ i na zaproszenie LMK, ministrowie rządu Liberii – Simpson i Russel. Odbyto szereg rozmów, które doprowadziły do zawarcia dodatkowej umowy regulującej współpracę LMK z Liberią. Nie znamy jej szczegółów. Ministrowie liberyjscy, poza Warszawą, zwiedzili Gdynię i Katowice. 1 października 1934 r. opuścili Polskę. Nie doszło natomiast do podpisania „Traktatu Przyjaźni” pomiędzy krajami, który zapowiadała umowa kwietniowa pomiędzy Liberią i LMK. MSZ ograniczyło się tylko do utworzenia w Monrovii Konsulatu Honorowego, którego pierwszym konsulem został Rudolf Rathaus. Natomiast Liberia w Warszawie powołała Konsulat Generalny, którego przedstawicielem został dr Leo Sajous (lekarz pracujący stale w Paryżu, pełniący jednocześnie obowiązki konsula Haiti w Polsce) – za: Białas, op. cit., s. 213
[5] Informuje o tym Konsulat Honorowy RP w Monrovii w sierpniu 1938 w piśmie do Konsulatu RP w Marsylii, AAN, MSZ/4459, s. 1.
[6] Białas, op. cit., s. 214.
[7] Być może w jakiejś mierze wynikało to ze sposobu działania LMK, która w imieniu państwa polskiego podejmowała zobowiązania międzynarodowe, a swoich poczynań nie konsultowała w sposób należyty z MSZ. Może też wyjaśnieniem jest wyjątkowa sytuacja międzynarodowa Liberii i fakt, że MSZ nie chciało, by Polska stała się stroną w sporze wokół ew. ograniczenia suwerenności Liberii. Inicjatywa LMK pozbawiona więc była subwencji państwowej, warunku sine qua non pełnego rozwoju akcji kolonialnej.
[8] W „The Weekly Miror” z dn. 28 sierpnia 1936 r. ukazał się przedruk jednego z artykułów, w którym oskarżano Polskę, iż sama będąc w 1914 r. terytorium kolonialnym, któremu udało się uzyskać niepodległość, teraz chce kolonizować Afrykę. „The Weekly Mirror” 1936, nr 29 z 28.08. [Za:] Białas, op. cit., s. 221.
[9] AAN, Konsulat RP w Monrovii/5, s. 8-9.
[10] AAN, MSZ/4462, s. 42.

 Dokument bez tytułu