Polska prasa o Afryce: „Eksperci” o Coca-Coli

afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej Polska prasa o Afryce: „Eksperci” o Coca-Coli

Chociaż w Polsce mamy środek zimy, to w polskiej prasie ostatni miesiąc nie oznaczał zamrożenia tematów związanych z Afryką. Mogliśmy przeczytać o zwycięstwie hokeistów znad Wisły, którzy zagrali na trawie z drużyną RPA i tolerancji w nadwiślańskim wydaniu. Z łam gazet nie zniknęła też Kenia, gdzie zamieszki trwają już ponad miesiąc. Minorowy nastrój mogła poprawić deklaracja Omara Bin Ladena, syna znanego wszystkim Osamy, który przejedzie konno Afrykę Północną w „wyścigu pokoju”. Natomiast uśmiech na twarzy wywołują wypowiedzi rozmówców dziennikarki „Przekroju”, piszącej o Coca-Coli w Afryce.

Polski trener i hokeiści na… trawie

W związku z tegorocznym Pucharem Narodów Afryki, mogliśmy przeczytać o polskim trenerze reprezentacji Senegalu Henryku Kasperczaku. Tym razem nie chodziło jednak o spektakularne zwycięstwa, ale o bardzo słabą grę senegalskich Lwów. Po remisie z Tunezją, Senegal miał szanse, ale sprawę załatwiła Angola, gromiąc podopiecznych Kasperczaka. Po tej porażce trener złożył rezygnację i zostawił drużynę bez opieki, czego – podobnie jak fatalnej gry piłkarzy – nie mogli wybaczyć senegalscy kibice. Potwierdził się scenariusz kariery trenerów afrykańskich reprezentacji – po porażce wiedzą, że zostaną zwolnieni.

Kasperczak odnosił już sukcesy w trenowaniu Tunezji czy też Mali. Teraz mu nie wyszło. Lwy okazały się słabe i niezdyscyplinowane. Sprawę dymisji Kasperczaka omówili blogerzy portalu sport.pl. „Zastawiam się, czy przypadkiem nie jest wykluczone, że Henryk Kasperczak jednak nie jest dobrym trenerem?” – pytał się Michał Pol.

Sukces odnieśli za to polscy hokeiści na trawie pokonując w RPA drużynę gospodarzy (5:4). Spotkanie odbyło się w ramach przygotowań do turnieju kwalifikacyjnego do Olimpiady w Pekinie.

Kongo dawniej Zair

Wśród tematów poważanych pojawiła się sprawa Demokratycznej Republiki Konga (DRK), gdzie trwa konfilikt, równie barbarzyński i krwawy co II wojna światowa. Pisze o tym w „Gazecie” Wojciech Jagielski. W jego artykule czytamy o kongijskim „jądrze ciemności”, które pomimo boagtych złóż surowców naturalnych nie można wydźwignąć się z nędzy, oferując zyski tylko dla nielicznych.

Kenijski konflikt

Polskie media nie milczą o Kenii, kraju dotąd uznawanym za stabilny, a obecnie pogrążonym w powyborczym chaosie. Zamieszki na tle etnicznym, to „zasługa” Mwai Kibaki'ego, obecnego prezydenta Kenii i Raila Odinga, przywódcy kenijskiej opozycji – twierdzi Marc Engelhardt w artykule opublikowanym w „Tygodniku Powszechnym”. „Nienawidzimy się nie dlatego, że jesteśmy Kikuyu czy Luo, ale dlatego, że przywódcy powiedzieli, iż mamy się nienawidzić” – czytamy wypowiedź jednego z uczestników protestu w Nairobi, którego cytuje Engelhardt. Wniosek autora tekstu brzmi: „Nawet jeśli w Kenii nie wybuchnie otwarta wojna domowa, kraj ten – do niedawna uważany za oazę stabilności – zmienił się radykalnie. Bezpośrednią przyczyną konfliktu stały się wątpliwe wyniki wyborów, ale jego korzenie sięgają znacznie głębiej.”

W bardziej dramatycznym i uczestniczącym tonie wypowiada się autor innego artykułu o Kenii, tym razem na łamach „Przekroju”. „Widziałem, jak w ciągu kilku godzin nadzieja Kenijczyków przerodziła się w furię. Jak na moich sąsiadów pada blady strach. Jak mało dzieli euforię od przerażenia. Demokrację od anarchii. Życie od śmierci.”

„Wyścig pokoju” Bin Ladena

Omar Bin Laden, lat 26, który zasłynął ze ślubu z 52-letnią Brytyjką, zamierza teraz, razem z nią, przejechać na koniu Afrykę Północną. Ma to posłużyć zbliżeniu świata islamu i Zachodu. "Wyścig pokoju” zastąpi odwołany rajd Paryż-Dakar. Przynajmniej tak chce Bin Laden.

„Razem ze swoją brytyjską żoną konno przejedzie Afrykę Północną, żeby głosić pokój i pojednanie. Do udziału w nim zapraszają drużyny z całego świata, chcą żeby ich "wyścig pokoju" zastąpił odwołany w tym roku rajd Paryż – Dakar.” Pytany o kwestie bezpieczeństwa jego osoby podczas wyścigu odpowiada: „ Jestem dziwnie spokojny, że mnie al Kaida nie powstrzyma.”

Jestem Polakiem!!!

Tak odpowiada na pytanie o tożsamość Brian Scott, urodzony w Gujanie Brytyjskiej, który na swoją ojczyznę wybrał Polskę. W wywiadzie opublikowanym w „Wyborczej” Scott opowiada o swoich radościach i żalach wynikających z faktu zamieszkania nad Wisłą.

„Jestem już dziennikarzem RMF, idę wieczorem przez skwer w jasnym garniturze i nagle dostaję po mordzie, bo jestem czarny. Potem z przyjaciółmi śmieliśmy się w bezsilności, że dostałem, bo kolesie musieli sprawdzić, jakim cudem ciemnymi alejkami idzie sam garnitur. Ale nie jest mi do śmiechu, kiedy moja koleżanka z Kenii całkiem niedawno zostaje rozjechana przez samochód na przejściu dla pieszych, pakują jej ciało w metalową trumnę i do samolotu, a policjanci mają ubaw po pachy: Było ciemno, więc pewnie kierowca jej nie widział, cha, cha, cha. To ja: A gdybym zabił białego, bo akurat stałby w jasny dzień na białym pasie zebry? Pewnie nie spodobała im się moja odzywka.”

„Ale ja jestem osobą publiczną: rozpoznano mnie nawet w polskim sklepie na Greenpoincie, gdzie czarnych raczej nie lubią” – czytamy w dalszej części obszernego wywiadu. – „I pogadaliśmy sobie całkiem miło, ponarzekaliśmy na Polskę, na PiS, na komunę, na Tuska, na piłkarzy i na siatkarzy, bo jak się dwóch Polaków zejdzie, to narzekają najlepiej na świecie. Moi kolorowi koledzy są anonimowi. Ktoś ich opluje na ulicy, idą na policję, a policja: O co ci chodzi, na całym świecie plują na Murzynów.”

„Eksperci” o Coca-Coli

W grudniowym „Przekroju” pojawił się długi tekst o Coca-Coli, także w kontekście Afryki. Poza ciekawym zbiorem informacji o chyba najbardziej znanym napoju świata, znalazły się w nim wypowiedzi, dyżurnego „eksperta” do spraw Afryki. A co mówi ów ekspert o Coca-Coli: „W krajach Trzeciego Świata funkcjonuje jako namiastka zachodniej konsumpcji, słodki łyk luksusu”. Ciekawe czy tak myślą sami Afrykańczycy, i czy zastanawiają się nad znaczeniem gazowanego napoju dla ich życia.

Ekspertowi wtóruje znany polski globtroter. Zanim nie pojechał do Afrki myślał, że koniec świata to tam gdzie mieszkają smoki. „Teraz wiem, że koniec świata jest tam, gdzie nie można już kupić coca‑coli” – kończy swoje rozważania.

A na deser…

Relacja zaprzyjaźnionego z naszym portalem Janusza Tichoniuka. Na forum, które funkcjonuje w ramach jego strony znalazła się relacja z nocnego przejazdu autobusem w Nigerii:

„Już udawało mi się zasnąć, gdy nagle autobus gwałtownie zahamował i na wstecznym szybko zaczął jechać do tyłu. Za chwile padły dwa strzały (jak myślałem), potem kolejne dwa. Uciekaliśmy tak przez jakiś kilometr lub dwa, w międzyczasie starając sie ukryć wszystkie wartościowe rzeczy. Ludzie panicznie szukali schowków na portfele i komórki. Kasę wcisnalem gdzies w szczelinę fotelu ale aparat fotograficzny juz skazałem na z
gubę – za duży. Zatrzymaliśmy się. Wszyscy wylegli z autobusu, okazało się, że nie były to prawdziwe strzały, ale petardy, w które wyposażona była obsługa autobusu. Była 4:15 rano. Za chwilę, z kierunku, z którego uciekliśmy zaświecił snop światła z reflektorów. Gdy zbliżyl się, każdy zaczął się ratować na własną rękę, rozbiegając po buszu we wszystkie strony.”.

Nigeria jaga jaga?

Paweł

 Dokument bez tytułu