Pracownicy służby zdrowia w Sierra Leone zapowiedzieli, że zakończą trwający od 10 dni strajk po tym, jak prezydent kraju Ernest Bai Koroma obiecał im sześciokrotną podwyżkę wynagrodzeń.
Organizator strajku, dr Freddie Coker powiedział, że dzięki temu przeciętny lekarz będzie otrzymywał ok. 600 dolarów miesięcznej pensji, zamiast dotychczasowych 100 dolarów.
Strajk lekarzy doprowadził do paraliżu przychodni w całym kraju, zamknięcia głównego szpitala dziecięcego oraz zamknięcia kilku oddziałów w największym szpitalu położniczym w stolicy, Freetown. Do pracy w szpitalach podczas strajku zostały zmobilizowane wojskowe pielęgniarki i żołnierze.
Prezydent kraju, pomimo że potępił strajk i wyraził obawę, że może on doprowadzić do śmierci wielu chorych, musiał uznać finansowe żądania zbuntowanych lekarzy i pielęgniarek. Co prawda początkowo zarzekał się, że Sierra Leone stać najwyżej na dwukrotną podwyższę pensji w służbie zdrowia, przyciśnięty do muru zgodził się jednak na dużo więcej.
Strajk wywołały między innymi informacje i szybkim wprowadzeniu rządowego programu bezpłatnej opieki medycznej dla ciężarnych i dzieci do 5 roku życia. Lekarze stwierdzili, że będzie to dla nich oznaczać drastycznie więcej pracy. Sierra Leone ma jeden z najwyższych wskaźników umieralności niemowląt i przy porodzie.
maru