Transport publiczny w Libreville praktycznie nie istnieje. Można tylko pomarzyć o wygodnym miejskim autobusie, rozkładzie jazdy, czy zaplanowanych przystankach. Słowem – co zadziwiające – nietrudno tu zatęsknić za starym dobrym ZTM. Jeśli więc nie przepadasz za chodzeniem, pozostaje ci przejazd taksówką. A to wcale nie takie proste.
Bezpieczeństwo przede wszystkim
Większość taksówek to stare Toyoty Corolle w bardzo złym stanie. Wybita szyba, brak wewnętrznej części drzwi, czy otwieranie ich tylko z zewnątrz – to standard. Pasów zazwyczaj brak, ale jeśli jakiś się uchował, kierowca natychmiast każe ci go zapiąć – bezpieczeństwo przede wszystkim! Takie właśnie samochodowe potworki jeżdżą po ulicach miasta, i to z niebagatelną prędkością (czasem do stu kilometrów na godzinę!). Ograniczeń prędkości zwyczajnie nie ma, ale porządnych ulic bez dziur, gdzie można by się rozpędzić, w zasadzie też nie – na szczęście.
Jak to działa?
Jeśli mimo wszystko zdecydujesz się wsiąść do taksówki (w moim przypadku brak prawa jazdy nie dawał mi wyboru), czeka cię następująca procedura: należy stanąć na poboczu (lub, w nielicznych przypadkach istnienia takowego, na chodniku) i zaczekać, aż taksówkarz oznajmi swoje przybycie głośnym trąbieniem. Jeśli odpowiednio zamachasz ręką (o sposobach machania za chwilę, bo oczywiście istnieje cały system zamachowy), kierowca zatrzyma się obok ciebie, patrząc ze zniecierpliwieniem. Twoim zadaniem jest teraz zakomunikowanie celu podróży i zaoferowanie adekwatnej zapłaty. Jeśli taksówkarzowi jest po drodze i akceptuje kwotę, ledwo zauważalnie pokiwa głową, nie patrząc w twoją stronę, co znaczy mniej więcej tyle co: wsiadaj mi tu do taksówki, ino chyżo! Jeśli natomiast nie ma ochoty robić z tobą interesów – po prostu odjedzie bez słowa.
Taksówka nie musi być droga
W Europie taksówka to najdroższy i najszybszy środek transportu. Tu w Libreville jest jednak zupełnie inaczej. Przejazd może kosztować jedyne 100 franków (0,15 euro), po warunkiem, że jedziesz w kierunku leżącym na stałej trasie taksówkarza (a jest takich tras wiele), oraz że masz ochotę dzielić taksówkową przestrzeń z trojgiem innych podróżnych. O tak, tutaj taksówkarz zbiera po drodze ludzi jadących z tym samym kierunku, więc, jeśli możesz, siadaj z przodu – z tyłu często robi się ciasno (zwłaszcza jeśli przypada ci miejsce w środku, między dwiema ogromnymi gabońskimi mammans). Podstawowa stawka jest oczywiście zwiększana proporcjonalnie do długości przejazdu. Jeśli masz ochotę po europejsku wziąć taksówkę tylko dla siebie (ach, ci biali!), w większość miejsc w obrębie Libreville dojedziesz za 1000 franków, czyli 1,5 euro. Niedrogo, a taksówkarz ma obowiązek dowieźć cię dokładnie w oczekiwane miejsce, bez żadnych tu proszę wysiąść, bo ja skręcam.
Sztuka machania
Po tygodniach obserwacji, udało mi się w końcu rozwikłać zagadkę nurtującą mnie od samego przyjazdu – mianowicie, czemu każdy mieszkaniec Libreville zdaje się przywoływać taksówkę innym gestem?
Sposób pierwszy: opuszczona ręka, energiczne ruchy nadgarstka, wyciągnięty palec wskazujący. Sposób drugi: ręka uniesiona, zgięta w łokciu, kciuk skierowany w prawo, w lewo lub za siebie, energiczne ruchy przedramienia. Sposób trzeci: ręka prosta, palce też, porusza się całe ramię. I tak dalej – sposobów jest bowiem bezliku. Sporo czasu zajęło mi odkrycie, dlaczego; a rozwiązanie jest przecież bardzo proste! Palce wskazują kierunek jazdy: ręka wyciągnięta – jadę prosto, ręka zgięta, kciuk w prawo – prosto i pierwsza w prawo. System ten to oszczędność czasu i energii – taksówkarz, który nie jedzie w twoją stronę, nie zatrzymuje się, a ty nie musisz powtarzać kilkadziesiąt razy, gdzie jedziesz i za ile.
Jeśli natomiast wysyłasz nie do końca jasne sygnały, zbliżający się taksówkarz może wystawić przez okno rękę i – również za pomocą kciuka – powiedzieć ci, że przy najbliższej okazji skręca w lewo. To twój kierunek? Pokaż mu uniwersalny znak ok (kciuk do góry), a na pewno się zatrzyma. Brzmi skomplikowanie, ale zazwyczaj tego typu „negocjacje” zajmują kilka sekund i zdecydowanie ułatwiają podróżowanie po mieście. Najpierw trzeba oczywiście dokonać pewnych komunikacyjnych odkryć… Ale cóż to za satysfakcja!
Oswojenie taksówek zajmuje sporo czasu i samozaparcia. Jak wszędzie, zdarzają się taksówkarze uroczy i antypatyczni, a biała skóra zazwyczaj prowokuje jakiś (z reguły sympatyczny!) komentarz. Kiedy jednak nauczymy się już korzystać bez stresu z tej szczególnej formy komunikacji, zaserwuje nam ona całą gamę kulturowych przeżyć. Ale o tym następnym razem.
Kasia Koniecka,
autorka mieszkała w Libreville