Pocztówka z Nigru: Wieczór u Farfaru

afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej Pocztówka z Nigru: Wieczór u Farfaru

Jednymi z najsłynniejszych na świecie koczowników są Fulbeje. Każdy widział chyba ich zdjęcia na tle ogromnych stad ciemnego, rogatego i garbatego bydła albo przedziwny dla Europejczyka taniec Fulbejów Bororo nazywany gereol, w którym szczupli, wymalowani mężczyźni podskakują i przewracają oczami.

Mi utkwił w pamięci zupełnie inny obraz Fulbejów.

Trafiliśmy z naszym przyjacielem Ismarilem, do jego znajomych pasterzy fulbejskich, z grupy Farfaru. Pomału zapadał zmrok, gdy gdzieś, na bezdrożach wyłoniła się sylwetka pasterza. Właśnie wracał do swojego obozu. Wokół niego powoli szły, od czasu do czasu skubiąc wyschnięta trawę, krowy, kozy i barany. Pasterz okazał się tak miły, że zaprosił nas, byśmy spędzili noc u niego w obozie. Dzięki temu mieliśmy okazję podpatrzeć codzienne czynności pasterzy i jego „domowe”, a właściwie namiotowe życie.

I ten wieczór i poranek zawsze będą mi się kojarzyły z życiem pasterskim. Beczenie kóz, zapach krowiego łajna, cierpliwość, stanowczość, a jednocześnie delikatność w postępowaniu z bydłem. Wszystko to komponowało się w sielski obraz ideału pasterza.

W czasie rozmowy dowiedzieliśmy sie, że nasi gospodarze są smutni bo nie mają dzieci, a krowy, których z takim staraniem doglądają, nie należą do nich, tylko do bogatych Tuaregów z miasta. Nasi gospodarze w zamian za pracę otrzymywali mleko, 50 kilogramów prosa i co roku jedno cielę. Ich własnością była więc bodajże jedna krowa i ze dwa cielaki. Nie było ich stać nawet na latarkę.
To co dla nas jawiło się jako sielanka, dla nich było codzienną pracą i życiem na skraju nędzy.

Władysław Rybiński

 Dokument bez tytułu