Ostanie zamachy w Gwinei Bissau dowiodły w jak głębokim kryzysie znajduje się to niewielkie państwo w Afryce Zachodniej. Toczy się w nim walka o władzę, która oznacza konrolę nad dochodami z tranzytu południowoamerykańskich narkotyków do Europy.
Zabójstwo prezydenta Joao Benardo Vieira, i wcześniejszy zamach na dowodzącego gwinejską armią, Batiste Tagme na Waie, nie zrobiły na nikim żadnego wrażenia. Fakt zamordowania prezydenta na ulicy, nie zaskoczył Gwinejczyków, bo większośc z nich była przekonana, że chodziło o przejęcie kontroli nad narkobiznesem.
Południowoamerykańskie kartele narkotykowe wybrały Gwineę Bissau z racji jej linii brzegowej. Wśród licznych wyspek łatwo przeładować kokainę i przewieźć ją dalej do Europy. Narkotykowym baronom sprzyja też korupcja wśród służb stojących na straży porządku i bezpieczeństwa. Dzięki skorumpowanej policji, wojsku i sądom, nie ma mowy o wymierzaniu kary przemytnikom. Z kolei zwykli Gwinejczycy, którzy mają ogromne problemy z pracą – pod względem ubóstwa Gwinea zajmuje miejsce trzecie od końca wśród 177 krajów świata w zestawieniu ONZ – stanowią tanią siłę roboczą, wykorzystywaną do różnych zadań przy przeładunku narkotyków.
Vieira już nie odpowie na zarzuty o jego udział w narkotykowym biznesie. Być może zamachowcy, którzy odebrali mu życie właśnie prejęli kontrolę nad tym udziałem. W tak niestabilnej sytuacji, w której o przyszłości kraju decydują narkotykowe kartele, trudno będzie utrzymać władzę.