Pierwszy mecz tegorocznego PNA zwiastuje wielkie emocje. Było w nim wszystko – wielkie emocje, piękne bramki i mnóstwo goli. Mali przegrywając jeszcze w 75. minucie 4:0 zdołało cudem doprowadzić do remisu. A w klubie Champions sympatycy Afryka.org spotkali się żeby to widowisko wspólnie zobaczyć.
Mecz rozpoczął się od uczczenia pamięci ofiar zamachu na reprezentację Togo minutą ciszy. Niestety minuta ciszy przedłużyła się na boisku i przez pierwsze pół godziny oglądaliśmy bardzo słaby mecz. Nieporadne ataki Angolczyków przy zupełnie pasywnie grających Malijczykach zwiastowały wyjątkowo nudną inaugurację. Ale wtedy dwie bramki Flavio pod koniec pierwszej połowy wyprowadziły Palancas Negras na prowadzenie i sprawiły, że Angolczycy uwierzyli we własne siły.
Druga połowa zaczęła się od dwóch bardzo groźnych ataków Mali, ale potem wszystko wróciło do normy i warunki gry dyktowali gospodarze. Po dwóch rzutach karnych, z których przynajmniej jeden wyglądał na dość wątpliwy, Gilberto i Manucho zapewnili Angoli czterobramkowe prowadzenie.
Mali grało zupełnie bez werwy. Na boisku wyraźnie brakowała Mohamada Sissoko, który jest zwykle odpowiedzialny za rozdzielanie piłek. Nie mógł się odnaleźć Kanoute, który czuł się wyraźnie zagubiony, kiedy musiał wracać się po piłkę pod linię środkową. Dopiero pod koniec pierwszej połowy na boisko wszedł Keita, ale początkowo i to na niewiele się zdało. Mali nie miało nic do powiedzenia.
I wtedy nadeszła 78. minuta. Gola kontaktowego zdobył właśnie Keita. Choć określenie „zdobył gola” nie do końca oddaje charakter tej bramki. Błąd popełnił bramkarz gospodarzy, a Malijczycy „wepchnęli” piłkę do bramki bardziej ambicją niż umiejętnościami. Niemniej, na tablicy wyników było już „tylko 4:1″. 10 minut później pięknego gola głową zdobył Kanoute i zaczęło robić się ciekawie. Atmosferę podgrzał jeszcze bardziej Keita, który pięknym wolejem zdobył swoją drugą bramkę w 2 minucie doliczonego czasu gry. Wreszcie w ostatniej minucie świetnym refleksem popisał się Yatabare, który dobił strzał Tamboura obroniony przez Carlosa. I w ten oto sposób rozpoczął się najpiękniejszy turniej piłkarski w najpiękniejszy z możliwych sposobów. Niestety nie dla gospodarzy, którzy długo będą wyrzucać sobie swoją nonszalancję. A najlepszym podsumowaniem rozczarowania angolskich kibiców pozostanie stadion, który w 5 minut po ostatnim gwizdku opustoszał prawie zupełnie.
Łukasz Kalisz