Chociaż wybory zostaną przeprowadzone w tym kraju dopiero w 2010 roku, to francuski minister spraw zagranicznych, Bernard Kouchner, już wie, kto je wygra. Zwycięzcą ma być obecny prezydent Laurent Gbagbo – twierdzi Kouchner. Jego wypowiedź od razu spotkała się z protestem ze strony opozycji z Wybrzeża Kości Słoniowej, którego dotyczy ministerialny sondaż.
Francja nie zrezygnowała ze swoich wpływów w byłych afrykańskich koloniach. W ostatnich latach najlepszym przykładem takiej kolonialnej obecności stała się francuska interwencja w Czadzie. Paryż wspiera do dziś czadyjskiego prezydenta, Idrissa Deby’ego. Z kolei Deby zawdzięcza francuskim wojskom swoją władzę, a po ostatniej ofensywie rebeliantów na Ndżamenę, również życie.
Okazuje się, że Francuzi starają się być aktywni również w innych rejonach Afryki, czego najlepszym dowodem jest wypowiedź Kouchnera. Sprawa jest o tyle poważna, że Afrykańczycy są wrażliwi na punkcie przedwyborczych sondaży „układanych” przez francuskich polityków. W rezultacie słowa Kouchnera wywołały ostrą krytykę opozycyjnych wobec Gbagbo ugrupowań.
Wybrzeże Kości Słoniowej czekają wybory, które nie mogą się odbyć już od 7 lat, od czasu, kiedy w tym kraju wybuchła wojna domowa (2002). Od 2005 roku wyznaczano bezskutecznie kolejne wyborcze terminy. Najbliższy przypada na marzec przyszłego roku.
Opozycja podkreśla, że Kouchner nie pochodzi z Wybrzeża i nie ma prawa wypowiadać się na temat przyszłego prezydenta. Co ciekawe wcześniej Francuzi wspierali raczej rebeliantów z północy Wybrzeża, które ogłosiło secesję w rezultacie wojny domowej. Spotkało się to z gwałtownym atakiem ze strony ludzi Gbagbo, którzy atakowali na podporządkowanym sobie południu obywateli Francji, niszcząc ich majątek. Jednak po słowach Kouchnera, stronnictwo prezydenta Gbagbo, nie poszło w ślady opozycji i praktycznie je przemilczało.
lumi