Pan wojny nie ma skrupułów

afryka.org Czytelnia Czytelnia Pan wojny nie ma skrupułów

Współczesne konflikty w Afryce wynikają z połączenia wielu czynników. Mogą w nich dominować różne przyczyny. Etniczne, religijne, czy też polityczne… Najczęściej słyszymy o konfliktach etnicznych, które pojawiają się w Afryce Subsaharyjskiej, dzieląc sąsiadów należących do różnych plemion, a często mieszkających na tej samej ulicy.

Wiele z nich to akcje sporadyczne, trwające kilka dni. Inne trwają latami i oznaczają miliony ofiar. W większości przypadków, są to konflikty wewnętrzne. Jednak coraz częściej zdarza się, że w wojny domowe uwikłane są kraje sąsiadujące z sobą. Tak było w Demokratycznej Republice Konga (DRK), gdzie Angola, Ruanda, Uganda i Zimbabwe wysłały swoich żołnierzy, aby brali udział w walkach na terytorium DRK.

Trudno jest zrozumieć problemy Afryki Subsaharyjskiej, jeśli nie weźmie się pod uwagę ogromnej różnorodności etnicznej i językowej tego regionu. Nie można zapomnieć, że w tej części świata handel niewolnikami trwał prawie trzy wieki. To wydarzenie historyczne wywarło ogromny wpływ na stosunki pomiędzy grupami chwytanymi i chwytającymi, których nie potrafi zmienić nawet czas.

W Liberii wojna domowa zabiła ponad 150 tysięcy osób i wygnała kolejnych 700 tysięcy ludzi. Podobne liczby dotyczyły sąsiedniego Sierra Leone. Sytuacja wcale nie jest inna w takich krajach jak Czad czy Sudan. Toczy się tam bardzo wiele konfliktów bez szans na ich zażegnanie w najbliższym czasie. Trwają negocjacje, ale bez większych sukcesów.

Narody Zjednoczone proszą środowiska międzynarodowe o aktywną pomoc w sprawie konfliktów w Czadzie, Darfurze, Sudanie i Republice Środkowoafrykańskiej. Ale czy Narody Zjednoczone mogą zrobić coś konkretnego? Ile razy interweniowały w Afryce i odniosły sukces? Przedstawiciele Narodów Zjednoczonych są prezentowani w telewizji jako dobrzy ludzie, z morałami, solidarni z Afryką, ale kiedy w ciemności trwają konflikty, dokładają więcej drzewa do ognia. Przykład wcale nieodległy w czasie, kiedy okazało się, że błękitne hełmy w DRK zajęły się nielegalnym handlem złotem przy pomocy milicji, którą miały rozbroić.

Jest też inna przyczyna. Ktoś zarabia na wojnach w Afryce. Ten ktoś to Ameryka, Chiny, Rosja… Dlaczego? W Afryce nie ma zakładów zbrojeniowych. A w wymienionych krajach są. A my Afrykańczycy jesteśmy dobrymi pomocnikami w rozwoju dla innych. Kraje afrykańskie mają swoje niezależne rządy, które mogą iść swoimi ścieżkami. Ale nie idą.

Angola to kraj, który dotknęła wojna domowa. Było wiele interwencji Narodów Zjednoczonych zakończonych porażką. Ale to sami Angolczycy bez żadnej pomocy zewnętrznej zakończyli wojnę i stworzyli rząd jedności i pojednania. Podpisali umowę, w której nie było przegranych i wygranych.

A jak było w Ruandzie, gdzie większość Hutu podniosła rękę na Tutsi, kontrolujących gospodarkę i politykę. Tutaj przyczyna konfliktu tkwi w kolonizacji. Belgowie, okupujący Ruandę, nie podzielili przywilejów sprawiedliwie pomiędzy Hutu i Tutsi. Również w czasie tego konfliktu, pomoc francuska pojawiła się dopiero, kiedy jedno plemię pokonało drugie. Narody Zjednoczone mówią, że są mediatorami, dlaczego w takim razie Francuzi nie interweniowali wcześniej? To proste. Mieli interes w tym, aby jedno plemię wygrało, bo istnieje układ z liderem tego plemiona, którego ja nazywam „panem wojny”.

Pan wojny nie ma skrupułów. Wykorzystuje ludzi. Współpracuje z różnymi międzynarodowymi korporacjami, ułatwia handel bronią, narkotykami i innymi towarami – na przykład diamentami.

Jednym z „największych” panów wojny był lider UNITA, Jonas Savimbi, który przez prawie trzy dekady rządził większą częścią terytorium Angoli. Latami gromadził biliony dolarów z handlu diamentami. Dawał dużo pieniędzy swoim pomocnikom, którzy wiernie popierali wojnę przeciwko angolskiemu rządowi. Savimbi dał również znaczną sumę byłemu prezydentowi Wybrzeża Kości Słoniowej, Henrie’mu Konan Bedie’mu, a UNITA działała na tamtejszym czarnym rynku już od czasów Felixa Houphoueta Bogny. Wspierała także nieżyjącego już przywódcę-dyktatora z Togo, Gnassingbé Eyadéma Gnasimbe Eyadema i marokańskiego króla Hassana II. Nie wiadomo ile rozdał Savimbi, ale na pewno były to miliony dolarów.

Na pytanie – czy kiedyś w Afryce będzie pokój – muszą odpowiedzieć afrykańscy przywódcy. Muszą też odpowiedzieć kraje Zachodu i Wschodu, które widzą korzyści w podsycaniu ognia wojny i nienawiści na kontynencie afrykańskim.

Pedro

 Dokument bez tytułu