„Ostatni lot flaminga” czyli w oparach magii

afryka.org Kultura Książki „Ostatni lot flaminga” czyli w oparach magii

Niewiele jest przekładów literatury afrykańskiej na język polski, a zwłaszcza z języka portugalskiego. Tym bardziej cieszy minipowieść Mii Couto pt. „Ostatni lot flaminga” wydana w 2005 r. nakładem wydawnictwa PIW.

Pochodzący z Mozambiku Couto posługuje się niezwykłym idiolektem. Jego powieść aż kipi od przysłów, aforyzmów i myśli nieuczesanych. Fabuła też jest wyjątkowa. Autor, niczym szaman, przygotowuje wywar z magii, dodaje garść realizmu, miesza z kilkoma kroplami absurdu, przyprawia zabójczym humorem i serwuje nam iście wybuchową miksturę. Akcja całej powieści toczy się bowiem wokół tajemniczych wybuchów.

W niewielkiej miejscowości Tizangara, wyczerpanej – podobnie jak reszta kraju – wojną domową, eksplodują ONZ-owscy żołnierze. Giną prawie bez śladu, pozostają po nich jedynie ich członki. Tajemnicę znikających błękitnych hełmów próbuje rozwikłać specjalny wysłannik, Włoch Massimo Risi. Pomaga mu w tym jego tłumacz, a zarazem narrator opowieści.

Wprowadza go jednocześnie w świat wierzeń i zwyczajów afrykańskich. W trakcie rozwiązywania zagadki spotykają oni przedziwne, żyjące w świecie własnych fantasmagorii, postaci. I tak poznajemy skorumpowanego administratora Jonasa, któremu ręce zapalają się od dotyku kobiet; jego pazerną żonę Ermelindę, słyszącą niesłyszalne dla innych dźwięki; Temporinę o młodym ciele i twarzy staruszki; księdza-alkoholika przeklinającego Boga oraz Anę, prostytutkę powołaną jako biegły w sprawie męskich przyrodzeń. Poznajemy także matkę tłumacza, ślepą na własnego syna oraz ojca rozwieszającego na noc swoje kości.

To moje pierwsze zetknięcie z twórczością tego pisarza. Z pewnością nie będzie ostatnie. Mia Couto jest bowiem autorem wielu powieści, między innymi uznanej za jedną z 12 najlepszych książek afrykańskich „Terra Sonâmbula” (Lunatyczna kraina).

Dorota Kingori

 Dokument bez tytułu