Orchestra Baobab to zespół – legenda, jedna z najwspanialszych i najbardziej charakterystycznych formacji w historii muzyki afrykańskiej. 4 czerwca zagra w Szczecinie.
Orchestra Baobab została założona w 1970 i łączy rytmy afro-kubańskie, kreolskie melodie z Portugalii, rumbę z Kongo, high life oraz całą gamę lokalnych stylów. To w znacznej mierze właśnie dzięki temu zespołowi Dakar, stolica Senegalu, stał się jednym z najważniejszych muzycznych miejsc Afryki.
W pierwszym okresie istnienia (1970-1985) dokonali wielu nagrań, a wiekszość z nich była wielkimi przebojami.
Do rozwiązania zespołu w 1985 roku przyczyniły się w znacznym stopniu przemiany społeczne (rewolucja) w Senegalu. Wielkie międzynarodowe zainteresowanie doprowadziło do wielkiego powrotu grupy w 2001. Od tamtej pory Orchestra Baobab powstały kolejne rewelacyjne płyty, a niezapomniane koncerty zespołu należą do największych atrakcji festiwali i sal koncertowych.
“Kiedy w 1968 przyjechałem do Senegalu, spotkałem się tylko z muzyką kubańską” – mówi gitarzysta Barthélemy Attisso (Togo). “W domu słuchaliśmy nigeryjskiego high life’u i muzyki gitarowej z Kongo, a w Dakarze, jeśli przeszło się obok jakiegokolwiek klubu, można było przysiąc, że w środku siedzą i grają Kubańczycy. Ale to byli przecież Senegalczycy!”
Jeśli chce się naprawdę poznać historię Orchestra Baobab, trzeba zagłębić się w zakamarki Dakaru. To najbardziej wysunięte na zachód miasto Afryki, była stolica rozległego francuskiego wschodnio-afrykańskiego imperium. Zyskało sławę jednego z najbardziej dynamicznie rozwijających się muzycznych stolic i domu takich gwiazd jak Youssou N’Dour, Baaba Maal i Cheikh Lô, którzy to sprawili, że Senegal zyskał najwyższy muzyczny status w Afryce. Jednakże w 1970roku, kiedy to została utworzona Orchestra Baobab, Dakar był pod wieloma względami podobny do francuskiego miasta, egzotycznej Marsylii pełnej budynków w stylu art deco, nowoczesnej architektury i piwnicznych knajpek. I niestety był to muzyczny zaścianek.
Sąsiadujące Mali i Nowa Gwinea podażały socjalistyczną ścieżką, rozwijały się nowe osobowości sceny pop, które to bazowały na ponownym odkrywaniu tradycyjnych dźwięków począwszy od lat pięćdziesiątych. Senegal był cały czas mocno związany z Francją, a w nocnych klubach dominowały dźwięki afro-kubańskie, którie to miały wielki wpływ na muzykę w Afryce od lat czterdziestych. Niedaleko Plateau, beztroskiej europejskiej dzielnicy, leży Medina, oryginalny zakątek Dakaru i dom dla wiodącej grupy Senegalu – wielkich Star Band. Za Mediną leżą nieskończone połacie przedmieść, dzielnic nędzy, które nazywane są “quartiers populaires”.
Niemal 70-letni perkusista i wokalista Balla Sidibe to pełen godności, dobroduszny człowiek z wspaniałym, głębokim głosem. Chociaż nie był liderem Orchestra Baobab (bo nie było kogoś takiego), był z zespołem od samego początku – był obecny przy wszystkich wzlotach i upadkach w burzliwej karierze tej formacji i to właśnie on zrobił najwięcej, by utrzymać ducha zespołu nawet w najcięższych czasach.
W momencie, gdy rozpoczyna się ta historia, Sidibe jest jednym z wielu półprofesjonalnych muzyków, którzy grali w klubach Dakaru. Wędrował od zespołu do zespołu w poszukiwaniu lepszej płacy i warunków. Ten były żandarm (czasem też spadochroniarz) grał w zespołach w swoim rodzinnym mieście Casamance. Niedługo po tym jak przyjechał do Dakaru w celu dołączenia do elitarnego oddziału straży prezydenta, odkrył, że coraz bardziej wsiąka w scenę muzyczną wraz z innym młodym śpiewakiem z Casamance – Rudy Gomisem.
“Byliśmy młodzi i szukaliśmy emocji” – mówi Sidibe. “Graliśmy w Café Palladium w każdy poniedziałek od kiedy tamtejsza orkiestra przestała grać. Nie byliśmy jednak świadomi, że przygotowujemy się do muzycznej kariery. Graliśmy, żeby mieć parę groszy na życie. Nie byliśmy żonaci. Nie mieliśmy żadnych zobowiązań. Życie było piękne…”
W 1970 roku Sidibe i Gomis przeszli ze Standard Orchestra do najpopularniejszego zespołu w kraju – Star Band z Miami Nightclub. Zespół ten został utworzony przez szefa klubu Ibra “Le Grand” Kasse, aby uczić zdobycie niepodległości przez Senegal w 1960 i stał się szkołą dla każdego wartościowego muzyka i próbą dla postępującej afrykanizacji senegalskiej muzyki. Kasse zachęcał muzyków do śpiewania w ich ojczystym języku, do grania tradycyjnych pieśni i na rodzimych instrumentach takich jak bębny tama. Sidibe transponował kubańskie standardy do kołyszących melodii z jego rodzinnej Mandinka. Gomis specjalizował się w melodyjnych balladach po kreolsku. Gomis niedługo potem miał dość dyktatorskiego podejścia Kasse’a i odszedł. Sidibe został. “Ibra Kasse był perfekcjonistą. Gdy przyjeżdżaliśmy o 9 rano, on pokazywał nam muzykę, którą mieliśmy grać o północy. I nie było dyskusji. Jeżeli zafałszowałeś – po prostu cię odsuwał. Czasami bardzo nas to denerwowało, ale dzięki temu opanowaliśmy pewne rzeczy do perfekcji. Bez niego nie zaszlibyśmy tak daleko”.
Znajdujący się w proletariackiej Medinie klub Miami był typowym afrykańskim nocnym klubem, miejscem tętniacym życiem i muzyką taneczną. Lecz w sercu europejskiej dzielnicy powstawał nowy klub o zupełnie innym charakterze, który to miał mieć ogromny wpływ na kulturę Senegalu. Utworzony w 1970 przez grupę młodych biznesmenów i polityków jako ekskluzywne miejsce spotkań obok krajowego Zgromadzenia Narodowego, Baobab Club szybko zyskał miano najbardziej szykownego nocnego klubu w Dakarze. Udekorowany przez najlepszych senegalskich artystów miał bar w kształcie pnia baobabu – majestatycznego drzewa sawanny. Weteran Star Band, saksofonista Baro Ndiaye został zatrudniony w klubie jak muzyk i szybko wprowadził do pracy najbardziej obiecujących muzyków z jego poprzedniego zespołu: Sidibe, Gomisa i młodego studenta prawa z Togo Barthélemy Attisso, który zaczął grać, żeby opłacić studia. “Baobab był pięknym miejscem” – wspomina Sidibe. “Obowiązywał tam odpowiedni strój: garnitur i krawat lub wieczorowe suknie. Musiałeś być kimś, żeby w ogóle tam wejść. My jako muzycy zdawaliśmy sobie sprawę, że musimy stanąć na wyskości zadania i dawać ludziom to, czego oczekuje się w miejsach o takiej klasie”.
Fakt, że żaden z trzech muzyków nie pochodził z Dakaru miał silny wpływ na to, jak grało się w Baobabie. Ochrypłe głosy Sibibe i Gomisa świetnie ze sobą współgrały, ich niesłychanie aksamitne harmonie przypominały o tropikalnych klimatach ich rodzinnej Casamance. Attisso tymczasem był przesiąknięty stylem high llifem z Ghany oraz muzyką z Konga i wpływami tak różnymi jak Wes Montgomery, BB King i Carlos Santana. W przeciwieństwie do tych ciepłych, bogatych, lirycznych klimatów, Laye Mboup (kolejny ważny członek w początkach zespołu) wniósł do Baobabu surowe neo-islamskie dźwięki Dakaru. Griot – tradycyjny śpiewak pieśni pochwalnych – pracujący z National Instrumental Ensemble, śpiewał w całości w języku Wolof (porozumiewania się nim ludzi o różnych językach ojczystych w Dakarze), który to stawał się niezwykle ważny jako wyznacznik narodowej tożsamości. To, w jaki sposób Mboup używał sekretnego języka griotów w połączeniu z jego charyzmą i seksapilem zdecydowanie dodawało popularności grupie Baobab – zwłaszcza wśród kobiet. Jego gwałtownie wzrastający głos daje niesamowity efekt w utworze “Nijaay” z ich pierwszego albumu studyjnego, wydanego przez własną wytwórnię klubu w 1972. Mboup zmarł śmiercią tragiczną w wypadku samochodowym w 1975 roku.
Jako elita Dakaru tańczyli do świtu ze swoimi wytwornymi partnerkami, grali pięć wieczorów w tygodniu wypełniając klub po brzegi i w końcu Orchestra Baobab stała się najpopularniejszym zespołem w Senegalu. Kiedy starsi członkowie Ndiaye i pierwszy gitarzysta basowy Sidath Lay odeszli, ustanowił się klasyczny skład zespołu. Gitarzysta Latfi Benjeloun był Marokańczykiem, basista Charlie Ndiaye pochodził z Casamance, a perkusista Mountaga Kouyate urodził się we wschodnim Senegalu. W odróżnieniu od nich, wokalista Ndiouga Dieng był bardzo “dakarski” – kolejny griot śpiewający w Wolof, przyjęty na miejsce Mboupa podczas gdy ten występował z National Ensemble. On też wprowadził Thione Secka, młodzieńca z cudownie jasnym, tęsknym głosem. Medoune Dialo, kolejny filar zespołu z tamtego okresu, posiadał bogaty, pełen wibracji głos kubańskiego rumbero, ale z łatwym do rozpoznania senegalskim nosowym zabarwieniem. Jeszcze ważniejsze dla brzmienia i wizerunku Baobabu było przydymione lecz radosne brzmienie i knąbrna charyzma saksofonisty tenorowego Issy Cissoko, którego rodzina pochodzi z Mali.
Pomimo, że każdy muzyk wniósł coś swojego do zespołu, wszystko to połączyło się w charakterystyczne brzmienie. Nieważne w jakim języku i z jakim rytmem, najbardziej pociągającą cechą każdej piosenki Baobabu było to ciepłe, śpiewne i cudownie melodyjne brzmienie. Okres sławy Baobabu w ich klubie trwał siedem cudownych lat, podczas których koncertowali też w Kamerunie, Tunezji i Nowej Gwinei. Kiepskie wyniki sprzedaży pięciu albumów studyjnych nagranych w jednej wyczerpującej sesji i naciski szefów klubu w Ameryce doprowadziły do pogorszenia relacji między zespołem i pracodawcami. W 1977 Orchestra Baobab zaakceptowali przeniesienie do klubu Jandeer i znaczną podwyżkę płac. Jednak sprawy nie układały się tak jak powinny i postanowili się przenieść do klubu Balafon, prowadzonego przez Madame Michel, zamin uciekli do Paryża w 1978. Ich półroczny pobyt w stolicy Francji zaowocował dwoma wysoko ocenianymi albumami nagranymi z przedsiębiorczym producentem Ibrahima Syllą – “Baobab a Paris” (vol. 1 i 2), na których znajduje się wielki przebój “On Verra Ca”. Jednak okazało się to niezadowalającym doświadczeniem i wrócili do Senegalu na własny koszt i bez klubu, w którym mogliby grać.
Niedługo potem Baobab zadomowili się w klubie Ngalam i odnieśli taki sukces, że klub musiał zostać przebudowany, by pomieścić tłumy, które przychodziły ich słuchać. Większość najlepszych nagrań zespołu pochodzi z tego okresu. Na nagranym w 1981 albumie “Mohammadou Bamba” gościli ze swoimi rewelacyjnymi głosami Thione Seck (w utworze tytułowym) i Ndiouga Dieng (“Bulmamin”). Ale nie wszystko układało się dobrze w zespole. Członkowie zespołu nie mogli pozbyć się etosu starego klubu, gdzie muzycy przychodzili i odchodzili zależnie od nastroju.
Na albumie z 1982 roku “Ken Dou Werente” znajduje się wiele z najbardziej znanych piosenek Baobabu: “Coumba”, “Ledi Njemme Mbodj” i ‘Utru Horas’ – świetny, powoli wybuchający lament Rudego Gomisa, który przewidział wojnę domową w jego rodzinnej Casamance. Pomimo tego, że ten album powinien być ich zdecydowanym arcydziełem, został ledwie zauważony… Poza tym równowaga w senegalskim społeczeństwie została zachwiana. W biednych dzielnicach, rozciągających się na ubogich przedmieściach, które to znacznie się powiększyły w trakcie kariery Baobabu, trwała popowa rewolucja. Źródłem tych wydarzeń był nie kto inny jak Star Band. Podczas gdy ich stary skład chwilowo zawiesił działalność przyćmiony przez sławę Orchestry Baobab, odżyli z przypływem nowych talentów, w tym niezwykłego młodego wokalisty Youssou N’Dour. W 1979 ci młodzi muzycy odeszli i utworzyli Etoile de Dakar – zespół, którego pojawienie się miało taki efekt, jak pojawienie się muzyki punkowej na Zachodzie. Podczas gdy nowa generacja była przyciągana przez niezależny, około afrykański styl Baobabu, oni wysuneli na pierwszy plan jeden z elementów ich muzyki – dakarskie rytmy Wolof . Bębny sabar i tama stały się znakiem charakterystycznym nowego gatunku muzyczneg – mbalax. Rytmy te były też obecne w muzyce Baobabu (mbalax był tym, co grał z nimi Laye Mboup 10 lat temu) i tworzyły brzmienie zespołu (z tym, że uzyskiwane dzięki na afro-kubańskich kongach, a nie na bębnach sabar).
Charlie Ndiaye tak podsumowuje tamte czasy: “Czasem myślę, że sukces mbalax był prawdopodobnie związany z fenomenem urbanizacji. Ludzie opuścili wioski i przybyli do stolicy i ci właśnie ludzie nie wiedzieli jak poprawnie tańczyć salsę ani nawet R&B. A sabar był dla nich łatwy do zatańczenia. I była to kobieca rzecz. One to kochały i właśnie przez to rzeczy się wyklarowały. Tam gdzie idą kobiety, pójdą i mężczyźni, zwłaszcza jeśli chodzi o taniec. Kobiety chodziły tańczyć sabar w klubie Youssou i mężczyźni za nimi podążali”.
Gdy zaczęło ubywać publiczności, Baobab musieli zadecydować, czy dostosować się muzycznie do zachodzących zmian, czy zakończyć działalność. “Grupa nie poszła za modą” – mówi Atisso.”Oznaczało to stopniowy upadek, ale zaakceptowaliśmy to jako jedyny sposób na zachowanie naszej tożsamości”.
Thione Seck odszedł aby założyć swój własny zespół mbalaxowy, Atisso dostał pracę na uniwersytecie i stopniowo odchodzili też inny członkowie, aż zostali jedynie pierwsi wokaliści Balla Sidibe i Rudy Gomis oraz basista Charlie Ndiaye. Próba stworzenia unowocześnionej wersji brzmienia Baobabu z grupą młodszych muzyków nie przyciągnęła uwagi słuchaczy i ostatecznie Sidibe został jedynym “strażnikiem” nazwy Orchestra Baobab…
W późnych latach osiemdziesiątych, kiedy Orchestra Baobab miała najgorszy czas jeśli chodzi o popularność w Senegalu, ich muzyka zaczynała być dostrzegana przez rozkwitającą zachodnią scenę world music. Kiedy upodobania Youssou N’Doura i Baaba Maala chciały przebić się do zachodniego mainstreamu, melodyjne dźwięki Baobabu chwyciły za serce słuchaczy, którzy dopiero odkrywali afrykańską muzykę. Zapomniana płyta Baobabu z 1982 “Ken Dou Werente” stała się poszukiwanym kultowym klasykiem. W 1989 album został ponownie wydany w Europie i spotkał się z wielkim uznaniem.
W czasie gdy Orchestra Baobab stawała się na Zachodzie Europy i w USA kultowym zespołem afrykańskim, wielu z pierwszych członków zespołu nie mogło znaleźć sobie miejsca… Sidibe, Ndiaye i Lafti Benjeloun łatali budżet grając w hotelowych foyer, Gomis prowadził afrykańską szkołę językową dla zagranicznych działaczy organizacji charytatywnych, a Atisso wrócił do rodzinnego Togo…
Dariusz Startek
Więcej informacji o koncercie w Szczecinie na www.orchestrabobab.pl.