O afrykańskich czarach

afryka.org Wiadomości Sport O afrykańskich czarach

Temu tematowi poświęciłem jeden z rozdziałów swojej książki „Afryka gola! Futbol i codzienność”. Czary na boisku miały przybliżyć te tajemnicze praktyki na futbolowych boiskach Czarnego Lądu. A nie brakuje ich!

Ostatnio rozmawiałem na ten temat z Frankiem Adu Kwame. Frank gra w Polsce w trzecioligowej LZS Piotrówka, gdzie z pięcioma golami na koncie jest najskuteczniejszym zawodnikiem. W przeszłości grał w młodzieżowej reprezentacji Ghany. Reprezentował klub Berekum Chelsea, który tak dobrze radził sobie w tegorocznej afrykańskiej Lidze Mistrzów. Z kolei z ekipą z Zimbabwe CAPS United grał w Confederation Cup . To odpowiednik naszej Ligi Europy.

Frank mówił mi, że przed jednym z takich pucharowych meczów klub zatrudnił miejscowego szamana. Przed samym spotkaniem chodził on od pokoju do pokoju po zawodnikach i zachęcał do skorzystania z magicznych praktyk. O co chodziło?

Piłkarz miał sobie wysmarować nogi specjalnym olejem i wypić tajemniczy roztwór. Miał to pomóc w pokonaniu rywala. Frank jest chrześcijaninem. Nie zgodził się na takie praktyki i jak wspomina, naraził go to na pewne nieprzyjemności. Taka osoba, w razie ewentualnej wpadki, traktowana jest jak przysłowiowy kozioł ofiarny. Wskazuje się na nią jako na sprawcę nieszczęścia. Nie poddała się przecież praktyką zalecanym przez miejscowego szamana. – Na szczęście wtedy wygraliśmy i nie było problemu – opowiada.

Nie tylko zdaniem piłkarza z Ghany tajemnicze praktyki są szczególnie mocno zakorzenione u futbolistów z Senegalu. Wie coś o tym trener Henryk Kasperczak, który przecież przez 1,5 roku prowadził „Lwy Terangi”.

Frank twierdzi, że taka tajemna pomoc ma skutek krótkotrwały. Powodzenie może trwać dwa, trzy lata, ale nie dłużej. Potem wszystko ma odwrotne konsekwencje. Kontuzje, problemy pozaboiskowe. Lepiej więc nie korzystać z takich praktyk.

I na koniec historia z książki „Afryka gola!”. Przeczytałem ją w gazecie „Sports Souvenir”, kiedy byłem w Nigerii w lutym 2005 roku.

U siebie w domu Uchenna Eze występował w czołowych klubach: Rangers International i Gabros International. Dzięki dobrej grze pojechał w styczniu 2005 roku na zagraniczne testy do izraelskiego klubu Maccabi Tel Aviv. Na początku wszystko układało się po jego myśli.
– Czułem się w Izraelu bardzo dobrze. Strzelałem gole na treningach, chwalili mnie trenerzy. Mój menedżer Asher Herskowitz był ze mnie dumny. Zapewniał, że mogę być spokojny o podpisanie kontraktu. Wszystko wydawało się być kwestią krótkiego czasu – opowiadał Eze gazecie Sports Souvenir.
Nigeryjczyk miał się jeszcze tylko dobrze zaprezentować w jednej z gier sparingowych. To miała być formalność, ale stało się zupełnie inaczej…
W Maccabi przebywała też wtedy akurat dwójka piłkarzy z Ghany. Był to defensor John Paintsil, ten sam, który wcześniej szybko zwinął się z Widzewa, a także napastnik Ismael Addo. Przed rozpoczęciem spotkania ten drugi podszedł do Nigeryjczyka.
– Piłkarz z Ghany, który podczas mojego pobytu w Izraelu wcześniej w ogóle się do mnie nie odzywał i był bardzo nieufny, nagle podchodzi, obejmuje mnie i mówi kilka miłych słów. Poczułem się bardzo dziwnie. Zrobiło mi się słabo, a w trakcie tak ważnego dla mnie spotkania kompletnie nic mi nie wychodziło – narzekał załamany Nigeryjczyk.
Po feralnym meczu Eze został odesłany do domu. W Nigerii oskarżył piłkarza z Ghany o satanistyczne praktyki juju.
– Celowo mnie osłabił! Zrobił to specjalnie, bo wiedział, że jak podpiszę kontrakt, to on wyleci z klubu. Robił więc wszystko, żeby tak się nie stało – lamentował Eze.
Historia skończyła się tym, że matka zawodnika przysłała mu specjalny olejek. Po to, by Eze mógł się oczyścić ze złego czaru rzuconego przez zawodnika z Ghany.”

Michał Zichlarz, Afrykagola.pl

 Dokument bez tytułu