Potwierdziły się obawy co do rezultatu wyborów prezydenckich w Republice Konga (Kongo-Brazzaville). Według wstępnych wyników wyborczych wygrał dotychczasowy przywódca tego kraju Denis Sassou Nguesso. Jego zwycięstwo nie wynika jednak z popularności wśród Kongijczyków.
Już poprzednie wybory, w 2002 roku, pokazały, że Sassou Nguessou jest w stanie zmanipulować wynik głosowania na swoją korzyść. Przed niedzielnymi wyborami znów okazało się, że będą one fikcją, zainscenizowaną pod pozorem demokracji. Otóż okazało się, że na listach wyborców figuruje więcej nazwisk niż jest ich w rzeczywistości. Owi fikcyjni wyborcy mieli zatem wpływ na wynik głosowania, tym bardziej, że władze kontrolowane przez Sassou Nguesso, nie są zainteresowane w podważaniu autorytetu swojego lidera.
Według kongijskiego ministerstwa administracji terytorialnej Sassou Nguesso zdobył ponad 78 procent poparcia. W wyborach wzięło udział ponad 66 procent Kongijczyków. Jednak główną trudność stanowi zweryfikowanie tych danych przez niezależnych obserwatorów.
Sassou Nguesso zdystansował swoich najpoważniejszych rywali. Kandydat niezależny, Joseph Kignoumbi Kia Mboungou zdobył zaledwie 7,46 procent poparcia, a były minister finansów, Mathias Dzon, 2,3 procent. Pozostali kandydaci – w sumie było ich 12 z Sassou Nguesso łącznie nie liczyli się zupełnie w walce o prezydencki fotel.
Sassou Nguesso rządzi Republiką Konga, z przerwą w latach 1992-1997, od 1979 roku. Sprawuje władzę nad jednymi z największych zasobów ropy naftowej w Afryce subsaharyjskiej. Kongo ma zatem po raz kolejny, tego samego prezydenta, który przede wszystkim zadba o swoje interesy, byle nie obywateli. Sassou Nguesso znów wygrał z demokracją i ustala własne standardy.
lumi