afryka.org Czytelnia Poznaj Afrykę! Noc z granatnikiem

„To” znajduje się jakieś osiem metrów od fotela, w którym siedzę i na którym za chwilę będę spać.  „To” tkwi  tam od wojny. Piszę „to”,  ponieważ jeszcze nie wiem dokładnie co to jest. Pierwszy sąsiad, którego spotykam wracając do domu z kwaśną miną oznajmia: „No, masz w domu niespodziankę. Małą bombkę!”. „Co mam w domu?”  „Bombkę! Zresztą sama zobacz”.  „A kałasznikowa tam nie ma? Czasami by mi się przydał?”  

Otwieram furtkę i maszeruję prosto do dołu, w którym zgodnie z założeniami powinien tkwić główny zawór do wody, dla mnie i mojego najbliższego sąsiada. Od pewnego czasu woda z kranów nam raczej ciurkała niż leciała, więc podjęliśmy męską decyzję odkopania i sprawdzenia zaworu. To znaczy podjęliśmy wspólnie, ale kopać miał sąsiad.  

Patrzę. Dół jest. Głęboki.  Zaworu nie widać. Wystaje jakaś rura i nic więcej. Co za czort? Na horyzoncie pojawia się kolejny sąsiad. Sprawa zaczyna się wyjaśniać…prawie. R. kopał i kopał, aż się dokopał do czegoś, co sprawiło, że rzucił szpadel i zadzwonił na policję. Policja przyjechała i zawiadomiła wojsko. Wojsko przyjechało, spojrzało  i powiedziało, że w ciągu 72 godzin przyjadą saperzy i „to” zabiorą. I sprawdzą, czy czegoś jeszcze nie ma obok.

Pięknie! To oznacza, że najbliższą noc spędzę w towarzystwie tego „czegoś”. Dziwne uczucie. Niewypał na prywatnej posesji? A co za różnica gdzie? Niby nikt nie będzie w „to” rzucał kamieniami, tego podpalał itd. Ale czuję się dziwnie. Nie tylko ja, tylko że moja 56 metrowa posiadłość znajduje się ledwie parę kroków od tego cholernego dołu.

Około 22 podejmuję kolejną decyzję: do walizki pakuję najważniejsze dokumenty, paszport, parę pamiątek, parę zdjęć i… zaczynam ładować kolekcję płyt z Cabo Verde! Podnoszę walizkę, znaczy usiłuję! Waży tonę albo dwie. A jeszcze tamta książka, może tamten obrazek i jeszcze…Co za głupota! Gdybym rzeczywiście miała się ewakuować z rzeczami najpotrzebniejszymi, z tą walizą nie wyczołgałabym  się nawet za próg. Siadam na walizce. A gdyby tak każdemu z nas, z was, przyszło wyjść z domu, nagle, na zawsze, z jedną walizką, co by do niej włożył?  

Jestem żałosna. To „coś” parę metrów ode mnie to najwyżej jeszcze jeden niewypał. Pewnie niegroźny. A tymczasem w Afryce? Otwieram komputer. Przeszukuję spis zarchiwizowanych artykułów. Wybory, strajk chińskich sprzedawców w Mindelo, zamknięcie plaży…jest!  Ramiro Mendez, kabowerdyjski muzyk  został mianowany ambasadorem „The Sole of Africa”, światowej kampanii ONG „ Mineseeker Foundation”, której celem jest zwalczanie stosowania min przeciwpiechotnych i  pomoc ofiarom. 

 „ Nie możemy ignorować tego problemu, – mówi mieszkający w Stanach Zjednoczonych  pieśniarz, kompozytor i producent z Cabo Verde. – Dopóki afrykański kontynent nie rozwiąże tego problemu, konsekwencje będą ponosić także Kabowerdyjczycy”.  Mendez przypomina, że   na naszej planecie istnieje około 70 milionów min przeciwpiechotnych, rozproszonych na terytorium 800 km², z czego spora część to kraje afrykańskie. Na 53 kraje Czarnego Lądu w 37 można natknąć się na te miny. 20,5 miliona tych bomb znajduje się głównie  w Angoli, Mozambiku,  Erytrei, Somalii i Etiopii.  Przerażające liczby.

„Jestem tu, by uczulić moich rodaków na ten problem. Opóźnia on rozwój wielu krajów, bo cierpi na tym rozwój rolnictwa i  hodowli . – mówi Ramiro Mendez. – Jestem zaszczycony, że mogę być członkiem „The Sole of Africa, — i uczynię co tylko we mojej mocy, by uwolnić Afrykę od min przeciwpiechotnych i zwrócić usiane nimi uprawne ziemie rolnikom, którzy ich potrzebują.”  Głównym problemem w walce z minami  jest ich lokalizowanie  pod ziemią. Technologia wykorzystywana dotychczas dawała szansę rozwiązania problemu w ciągu…600 lat! 

„The Sole of Africa” ma dostęp do nowych technologii, pozwalających na skuteczną radiografię terenów zagrożonych i, co ma kapitalne znaczenie, zmniejszenie kosztów całej operacji. Kabowerdyjczyk Ramiro Mendez ma zająć się polityką informacyjną i zbieraniem funduszy.

Wśród osobistości wspierających ideę  walki z minami przeciwpiechotnymi , która miała swe początki w Mozambiku, jest  Nelson Mandela z małżonką. Nowy ambasador tej idei,  urodzony na wyspie Fogo Ramiro Mendez w 2006 roku został odznaczony przez prezydenta Republiki Wysp Zielonego Przylądka medalem za propagowanie muzyki i kultury  kabowerdyjskiej.

 Ranek. Taki sam jak wczoraj. Walizka stoi w progu, dół jak dół. W nocy zebrało się trochę wody i nie mogę dostrzec „tego czegoś”. Około 11 przyjeżdża dwóch saperów. Z miną „a co to dla nas” wyciągają z dołu „to coś.” „To tylko granatnik  – mówi. –  Można kopać dalej. „Na pewno można? – dopytuje się moja sąsiadka. – A jeśli mąż znajdzie coś jeszcze?” „To przyjedziemy jeszcze raz. Ale bez obaw, jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby coś takiego samo wybuchło.” Pewnie, myślę sobie. Gdyby się zdarzyło, to…, przecież podobno saper myli się tylko raz.

Jedna zwykła noc, jeden zwykły granatnik. I jedna myśl.  Ilu saperów, ile sprzętu, czasu, wysiłków trzeba,  by na afrykańskim kontynencie miny przeciwpiechotne przestały ranić i zabijać?   Czy kiedykolwiek tak będzie?      

Elżbieta

 Dokument bez tytułu