Niebieskie Rekiny

afryka.org Wiadomości Sport Niebieskie Rekiny

111! Te trzy jedynki to miejsce, jakie zajmowała reprezentacja Wysp Zielonego Przylądka w rankigu FIFA w marcu tego roku. Zdołała zebrać 301 punktów, o jeden punkt mniej od Beninu, wyprzedzając Kubę i Gwineę. I wprawdzie w rankingu majowym przy nazwie Cabo Verde widnieje pozycja 107, zaraz za Sudanem i Jamajką, ale nie bardzo wiem, skąd FIFA wytrzasnęła te wyniki.

Bo ranking FIFA jest wynikiem analizy rezultatów z czterech ostatnich lat, a sięgając pamięcią wstecz dobrych wyników w ekipie Cabo Verde raczej trudno się dopatrzeć. Ale tak naprawdę, to kiedy i gdzie Niebieskie Rekiny (Tubarões Azuis) czy też Kreole ( Crioulos), bo tak ich się nazywa, mieli te punkty i wyniki zdobywać?

Federacão Caboverdiana de Futbol czyli Związek Piłki Nożnej Wysp Zielonego Przylądka powstała dopiero w 1982 roku, ledwie siedem lat po uzyskaniu niepodległości i powstaniu republiki, a cztery lata później przystąpiła do FIFA i CAF. Młody kraj i młody zespół. A ponadto , tak do 1975 roku jak i potem, najzdolniejszy piłkarski narybek odsiewany był przez portugalskie kluby. Nie inaczej jest i dziś. Tyle, że teraz trenerzy wyspiarzy mogą korzystać z pomocy tych, którzy znaleźli miejsce w średniej klasy klubach europejskich.

Nie zmienia to faktu, że we wszystkich dotychczasowych kwalifikacjach do mistrzostw świata i o Puchar Narodów Afryki Niebieskie Rekiny albo przepadały , albo wycofywały się z udziału, albo w ogóle nie uczestniczyły. Najbliżej jakiegokolwiek awansu były w roku 2006, gdy o włos przegrały rywalizację o udział w CAF z RPA.

Nic więc dziwnego, że gdy w meczu kwalifikacyjnym do eliminacji Mistrzostw Świata w 2006 los przydzielił Kabowerdyjczykom zespół Suazi na dawną portugalską kolonię nikt nie postawił ani jednego escudo. Tymczasem Kreole przywieźli z Mbabane remis 1:1, a w rewanżu u siebie strzelili trzy bramki, nie tracąc ani jednej, choć trzeba uczciwie przyznać, że nieco dopomógł im los: ekipa Suazi przyleciała na Wyspy zdekompletowana ( 12 graczy, w tym dwóch bramkarzy ), ponieważ 6 ich piłkarzy nie wyleciało na czas z Dakaru. Ogólny bilans tych eliminacji zamknął się trzema zwycięstwami, jednym remisem i sześcioma porażkami.

Był to jak dotąd największy sukces Kabowerdyjczyków. Natomiast chcieliby chyba jak najszybciej zapomnieć o laniu, jakie sprawił im Senegal w 1981 roku ( 5:1). Mecz z Gwineą i 4 stracone bramki to też chyba jeden ze złych snów piłkarzy Cabo Verde. Niektóre zrywy dawały nadzieję na stworzenie w miarę przyzwoitej reprezentacji: W 1986 roku na własnym boisku Kreole zremisowali w eliminacjach do mistrzostw świata z Algierią 0:0, wzbudzając tym samym u swych kibiców wiele nadziei . Niestety przekreśliła je porażka na wyjeździe 0:2. Dwadzieścia lat później rok 2006 rok przyniósł najpierw oczekiwaną wygraną z Gwineą 1:0, rok później chlubny remis z Algierią 2:2 i z Gambią 0:0 i nagle totalna klęska w rewanżu z …Gwineą 0:4!

Podsumowując : w eliminacjach do mistrzostw świata Niebieskie Rekiny brały udział tylko raz i nie wygrały ani jednego meczu? Nic więc dziwnego , że w tegorocznych eliminacjach reprezentacja Cabo Verde uznawana jest za outsidera. Tak przynajmniej sądzi trener Kamerunu, który nawet nie myśli o tym, by ta drużyna, nierówna i nieobliczalna, stanęła mu na drodze do awansu. Na drugie, ważne miejsce w grupie ostrzy sobie też pazury Tanzania. Mauritius, który zamyka czwórkę I grupy eliminacyjnej na razie nie mówi nic.

Zatem czego można się po Kreolach spodziewać? Zespół nierówny , niedoświadczony i nieobliczalny. Z tych trzech przymiotników najbardziej podoba mi się ten trzeci. Któryś z francuskich dziennikarzy sportowych stwierdził nawet, że mogą oni sprawić niespodziankę, a może nawet popsuć komuś szyki.

Wprawdzie w ubiegłorocznych finałach Pucharu Narodów Afryki kabowerdyjskich wyspiarzy także nie zobaczyliśmy, ale nikt na Cabo Verde nie wątpi, że ich reprezentacja nie da się tak łatwo zepchnąć z drogi na Mistrzostwa Świata 2010. Nawet faworyzowanym Kameruńczykom.

Po ubiegłorocznych eliminacjach z zespołem pożegnał się, jak to często bywa w takich przypadkach, Brazylijczyk Ricardo Rocha. Zastąpił go João de Deus, Portugalczyk, który od pewnego czasu był członkiem w ekipie technicznej Cabo Verde. Cel jaki przed nim postawiono jest jasny: eliminacje do kolejnego Pucharu Narodów i Mistrzostw Świata w 2010 roku. Od tego roku będzie miał łatwiej przynajmniej z finansami. Umowa zawarta między Federacją Piłkarską Cabo Verde, a firmą GDS-SGPS gwarantuje kwotę 400 tysięcy escudos, czyli 77 tysięcy euro rocznie z przeznaczeniem na honoraria dla… ekipy technicznej reprezentacji.

No właśnie, a co z piłkarzami? Trudno powiedzieć o nich coś więcej. W 2007 roku w składzie reprezentacji znalazło się zaledwie dwóch zawodników grających w kraju ( Babanca ze Sportingu Praia i Romy z mistrza kraju, Academica Mindelo) .Reszta rozsiana jest po całym świecie od Kataru po Stany Zjednoczone.

I aż żal, że de Deus nie może sięgnąć po takich zawodników jak Nani ( Manchester United) czy Nelson ( Benfica Lizbona). Obaj urodzeni na Cabo Verde, na wyspach Santiago i Sal zostali naturalizowani w Portugalii. Nie wspomnę już o Patricku Vieira, reprezentancie Francji, bo już o tym pisałam. Mimo że oboje rodzice pochodzą z Cabo Verde, w swoim życiorysie wymienia jedynie Senegal, gdzie się wychował.

Zatem co nas czeka, gdy na boisko wybiegną piłkarze w niebieskich koszulkach z białymi lub czerwonymi wypustkami, niebieskich spodenkach i niebiesko-czerwonych skarpetach ( nowy oficjalny strój) ? Najpierw w towarzyskim meczu z Luksemburgiem (?), a potem, już na poważnie, z Kamerunem, 31 maja. A niedługo potem, bo 6 czerwca z Tanzanią ? Zobaczymy. A może Niebieskie Rekiny liczą też trochę na pomoc z nieba? Przecież ich trener nazywa się, nie mniej ni więcej, de Deus?

Tak Cabo Verde grało z Algierią w 2007 roku:

Elżbieta

 Dokument bez tytułu