Po dwudziestu latach spędzonych w obozie dla uchodźców Palaro, w Gulu, w północnej Ugandzie, Lucy Lakot wróciła do domu i stara się prowadzić własne gospodarstwo rolne:
„Ostatnie dwadzieścia lat było tak trudne, że nie mogę wręcz uwierzyć, że jestem nareszcie w domu z całą rodziną. Szczególnie rok 1998 był dla mnie bardzo zły, nigdy go nie zapomnę: rebelianci w każdej chwili mogli zaatakować nasz obóz i porwać dzieci. Jednak nie mogliśmy opuścić obozu, bo czekaliśmy na pomoc z Programu Żywnościowego. Mój mąż został wtedy porwany, ale na szczęście udało mu się uciec z niewoli po kilku dniach.
Opuściliśmy obóz Palaro na początku 2007 roku. Trudno było rozpoczynać życie na nowo, ale już jest lepiej. Jest wspaniale dzięki temu, że na razie jest pokój i mamy wystarczająco dużo ziemi, aby hodować krowy, kozy i uprawiać zboże. Mamy 30 krów i 10 kóz. Część mleka sprzedajemy i codziennie udaje nam się w ten sposób zarobić ok. 2,5 dolara. Za te pieniądze możemy kupić mydło, naftę, sól i lekarstwa, gdy ktoś z rodziny zachoruje, a także ksiązki i zeszyty dla dzieci do szkoły.
Mój mąż uprawia 3 hektary ziemi, ja jeden hektar – czekamy na deszcz, aby wszystko dobrze rosło i żebyśmy mogli zebrać plony – mamy kukurydzę, orzeszki ziemne, proso, kassawę, ziemniaki i fasolę. Wszyscy w wiosce ciężko pracują, aby wyhodować wystarczająco dużo, aby mieć zapasy jedzenia.
Po pracy, wieczorami siedzimy przy ognisku – czasem aż do północy. Opowiadamy dzieciom historie, staramy się też przekazać im kulturę Acholi, tradycyjne tańce, bajki, zgadywanki i przypowieści, np. o niebezpieczeństwach zbyt wczesnego zamążpójścia.
Jestem szczęśliwa, że moje dzieci mogą spokojnie wychowywać się w domu, poznać nasze tradycje, nauczyć się ciężko pracować i szanować innych ludzi. Życie w obozie było dla nich bardzo złe, były narażone na mnóstwo niebezpieczeństw. Modlę się, żebyśmy nigdy nie musieli tam wrócić i żeby nie było już wojny, a ludzie mogli w spokoju odbudować swoje życie po wojnie.”
maru, IRIN