Ulice Lagos w Nigerii świecą pustkami. Trochę lepiej jest w stolicy tego kraju, Abudży. To rezultat strajku nigeryjskich związków zawodowych, które nie zgadzają się z wynikami ostatnich wyborów prezydenckich. Wygrał w nich Alhaji Umaru Yar'Adua. Sam prezydent-elekt ma właśnie zostać zaprzysiężony.
Wyborom, które odbyły się w ubiegłym miesiącu towarzyszyły liczne protesty na ulicach nigeryjskich miast. W opinii kontrkandydatów Yar'Adua głosowanie powinno zostać przeprowadzone jeszcze raz. Z kolei zwolennicy nowego prezydenta twierdzą, że to opozycja jest odpowiedzialna za niespokojny przebieg wyborów.
Pomimo zamkniętych biur i banków, większość pytanych Nigeryjczyków jest obojętna wobec strajku – donosi BBC.
W zaprzysiężeniu Yar'Adua nie weźmie udziału ustępujący wiceprezydent Atiku Abubakar. Uważa on, że wybory nie były ani wolne ani demokratyczne ani też uczciwe. Jego zdaniem demokracja w Nigerii jest zagrożona.
Również nigeryjski laureat nagrody Nobla Wole Soyinka nie jest zwolennikiem nowego prezydenta. Według niego Nigeria potrzebuje prawdziwego przywódcy, szanującego demokrację i prawa człowieka. Yar'Adua nie może tego zagwarantować, bo jest wielką niewiadomą – twierdzi noblista.
Kwietniowe wybory prezydenckie w Nigerii były szansą na pierwsze, w których demokratycznie wybrany prezydent przekazuje władzę wyłonionemu w demokratycznym głosowaniu następcy.
(lumi)