Naturalizacja, zarówno Emmanuela Olisadebe, jak i Rogera Guerreiro, wywołała niemałe poruszenie wśród polskiego społeczeństwa. Oprócz oburzenia obcokrajowców od lat ubiegających się o polski paszport, pojawiały się głosy mówiące, że wyżej wymienieni zawodnicy nigdy nie będą Polakami i w związku z tym nie będą zaakceptowani przez najbardziej konserwatywnych fanów reprezentacji narodowej.
Swego czasu Leo Beenhakeer odpowiedział na wszystkie negatywne głosy, wygłaszając zdanie, które zamiast ostudzić atmosferę, okazało się dolaniem oliwy do ognia. „Polacy! Wyjdźcie z drewnianych chatek!”. Na przestrzeni czasu można stwierdzić, że społeczeństwo z kraju nad Wisłą w końcu zaczęło opuszczać słynne chatki, powoli uznając śniadego Rogera za pełnoprawnego zawodnika wizytówki Polski.
Leo Beenhakeer miał poniekąd dużo racji. Naturalizacje w zachodniej Europie są na porządku dziennym i nie wywołują ogólnonarodowego poruszenia. Chodzi przede wszystkim o dobro drużyny i chęci samego zawodnika. Jeśli bardzo mu zależy, a reprezentacja na tym skorzysta, to czemu nie?
Największy wysyp „urodzonych poza granicami” występuje oczywiście we Francji. Era kolonializmu odbija się teraz czkawką, gdyż kraj położony nad Sekwaną nawiedziła ogromna fala imigrantów, głównie z byłych kolonii francuskich. Sztandarowym przedstawicielem ery naturalizacji jest środkowy pomocnik – Claude Makelele. Pierwsze cztery lata spędził w Kinszasie, aby w końcu przeprowadzić się na przedmieścia Paryża. Bardzo podobna historia związana jest z całą rzeszą obecnych reprezentantów Francji. Patrice Evra urodził się w Dakarze, lecz będąc małym chłopcem wspólnie z rodzicami zamieszkał na obskurnych przedmieściach stolicy. Steve Mandanda i Jean Alain Boumsong urodzili się odpowiednio – w Kinszasie i Douali. Czy ktoś w związku z pochodzeniem zawodników podniósł jakikolwiek głos sprzeciwu?
Drugim czołowym przedstawicielem tolerancyjnych państw jest Portugalia. W jej barwach występuje dwóch zawodników urodzonych w Afryce. Są nimi Jose Bosingwa, który urodził się w stolicy Demokratycznej Republiki Kongo i błyskotliwy skrzydłowy ManU- Nani (a właściwie Luis Carlos Almeida da Cunha), pochodzący z Prai – stolicy Cabo Verde.
Ostatnim „naturalizatorem” jest współgospodarz EURO 2008 – Szwajcaria, posiadająca dwóch zawodników, którzy mogą być gwiazdami turnieju. Mowa o Johanie Djourou i Gelsonie Fernandesie. Pierwszy z nich praktycznie nie pamięta swojej ojczyzny. Johan urodził się w Abidżanie, ówczesnej stolicy Wybrzeża Kości Słoniowej. Gdy miał zaledwie 17 miesięcy chęć adopcji wyraziła pierwsza żona jego ojca – Daniele. Dzięki niej Djourou mógł wychowywać się w Szwajcarii. Drugi z wymienionych przyszedł na świat w Prai, po czym jego rodzina niemalże natychmiast wyemigrowała do kraju słynącego ze świetnej jakości zegarków.
W finałach Euro 2008 weźmie udział rzesza zawodników mających afrykańskie korzenie. Znów w tej kategorii Francja bije wszystkich na głowę. Aż pięciu zawodników posiada przodków poza granicami Europy. I tak na przykład rodzina Sidneya Govou pochodzi z Beninu, Lassany Diarry z Mali, Samira Nasriego i Karima Benzemy z Algierii, a Bafetimbi Gomis posiada dwa obywatelstwa – senegalskie i francuskie. Napastnik St. Etienne ma wiele wspólnego z Danny’m Szetelą. Syn emigrantów mogący grać w obu reprezentacjach wybrał Francję, gdyż była po prostu szybsza i skuteczniejsza. Po jednym przedstawicielu posiada Holandia i Szwecja. Rodzice Khalida Boulahrouza pochodzą z Maroka, zaś ojcem Henrika Larssona jest marynarz pochodzący z Cabo Verde.
Jak widać polskie społeczeństwo jest jeszcze mocno do tyłu w porównaniu z Zachodem Europy. A jeśli chodzi o tolerancję na boisku, to bliżej nam do Rosjan, niż do Francuzów. Niestety.
Maciek Bartoś