W dniach 28 września-5 października br., w Nairobi, odbył się Kenya International Film Festival. Już po raz drugi fani dziesiątej muzy mogli obejrzeć kilkaset filmów z całego świata, których znaczna część powstała w krajach Afryki Wschodniej.
W programie festiwalu znalazły się filmy fabularne, dokumentalne, animowane, eksperymentalne, zarówno krótko jak i pełnometrażowe. Liczne warsztaty, konferencje i spotkania z twórcami były okazją do zdobycia nowych umiejętności i wymiany doświadczeń. Projekcje odbywały się w kilku miejscach (m.in. Alliance Francaise, Teatr Narodowy, Instytut Goethego, Włoski Instytut Kultury). Jeden z festiwalowych wieczorów został w pełni poświęcony twórczości niedawno zmarłego ojca kina afrykańskiego – Senegalczyka, Sembene Ousmane (1923-2007).
Festiwal jest organizowany przez Kenya International Film Festival Trust, który został utworzony w 2006 roku przez twórców filmowych oraz ludzi zajmujących się multimediami. Jego misją jest „troska o pozycję Afryki na światowej scenie, jako kontynentu dumnego ze swojej historii i dziedzictwa, prezentowanych przez Afrykańczyków”.
Gdy przyjechałam do Nairobi nie wiedziałam o festiwalu… Miasto milczało o tym wydarzeniu. Przypadkowe spotkanie z Jakubem Baruą, reżyserem o polsko-kenijskim pochodzeniu spowodowało, że znalazłam się wśród jego uczestników.
Wielu napotkanych Kenijczyków dziwiło się, gdy im mówiłam o tym, że właśnie odbywa się Kenya International Film Festival. Jeszcze długo w świadomości przeciętnego Kenijczyka kino afrykańskie będzie kojarzone z filmami produkowanymi w Nigerii, które można kupić w najbardziej odległych zakątkach Kenii. Fanów Nollywoodu znaleźć można nawet w miejscach, gdzie nie doprowadzono jeszcze elektryczności, a mieszkańcy wioski oglądają nigeryjskie produkcje dzięki energii słonecznej.
Aleksandra Gutowska