Na Wyspy? Owszem, tylko z kim?

afryka.org Czytelnia Poznaj Afrykę! Na Wyspy? Owszem, tylko z kim?

„Słyszałaś? Można wygrać wyjazd na te twoje wyspy ! Pa! " Co to za pomysł budzić mnie w niedzielę  SMSem i to o tak wczesnej porze! Co i gdzie można wygrać? No i żeby jeszcze te wyspy były rzeczywiście moje!  Pa? O nie, oko za oko, ja nie śpię, to i ty też nie. Dzwonię. „O czym mówisz? O jakim wyjeździe?"

„W radio Zet jest taki konkurs. Zielony, czy coś takiego. I ileś tam osób pojedzie na wspólną wyprawę  na Wyspy Zielonego Przylądka. I jak ci się to podoba?"  

„Mnie? Wspólna wyprawa? W ogóle! Jestem jak kot, chadzam własnymi drogami. Jak mi mleko smakuje, wypijam je sama, a jak w nie wdepnę, to brudzę swoje własne łapki. Ale fajnie, że coś takiego jest. Niech ludzie wygrywają i jadą. A skąd ten pomysł?"

„Nie wiem, posłuchaj sama, to się dowiesz."

 Nie dowiem się. Radia słucham, piąte przez dziesiąte, przez jakieś piętnaście minut dziennie podczas  porannej walki z czasem. Między myciem zębów ,  wrzucaniem do torebki  niezbędnych drobiazgów i złoszczeniem się, że już jest tak późno.  

Internet? Jest.

„ Zielony konkurs Radia Zet rozpocznie się w poniedziałek 7 stycznia i potrwa 11 tygodni. Finałem całej zabawy jest wspólna podróż na Wyspy Zielonego Przylądka, która rozpocznie się 2 kwietnia".

 Nie bardzo mogę się zorientować, jaki związek ma konkurs z samym Cabo Verde. Chyba , że kolor. Zielony kolor.  Głównie w  nazwie. Ale niech będzie. Najważniejsze, że o nich mówią. O tych moich wyspach. Tylko trochę mnie niepokoi ten reklamowy obrazek: zielona wyspa ( no tak, zielony konkurs! ) i ta palma!

 A wiadomo, że  o  tę zieloność na Cabo Verde  nie tak łatwo , a o palmy…hmm. Tę egzotykę i atrakcje , które się tak tu reklamuje  raczej trudno porównać do tych na  innych tropikalnych archipelagach. Znajomy mojego znajomego pojechał z żoną  na wypoczynek na wyspę Sal i wrócił rozczarowany. Cóż, pewnie za bardzo się napatrzył na zdjęcia z Mauritiusa, Martyniki. czy Dominikany. Nie przygotował się. Sam sobie winien.

A jak to wygląda w ofercie biur podróży? Z kim by tu pojechać? Pobyt na Wyspy Zielonego Przylądka proponuje przynajmniej kilka biur, następnych parę w tym pośredniczy. Ogólnie jest nieźle, chociaż nie każde biuro zamieszcza na swej stronie jakiekolwiek  informacje o Cabo Verde. Uznają widocznie, że najważniejsze  są reklamowe  fotki hotelu, ilość gwiazdek, posiłków, usług  itd.

Z pewnością,  ale  parę zdań więcej na pewno sprawiłoby, że znajomy mojego znajomego wróciłby z Sal zadowolony. Bo wiedziałby gdzie jedzie i czego się może spodziewać. A tak, powie kolejnemu znajomemu, że eee tam …

Lecz gdy jednak biuro podróży zamieszcza informacje o  Wyspach Zielonego Przylądka, to czasami jest ciekawie. Wprawdzie zazwyczaj można przeczytać , że  to „archipelag kilkunastu malowniczych wysp położonych na Atlantyku", że „zachował do dziś swój dziewiczy urok i pierwotny charakter i nadal niewielkie wpływy cywilizacji zachodnich, bowiem większy ruch turystyczny z Europy dopiero zaczął się tu pojawiać kilka lat temu", a kontakt z „bardzo gościnni, otwartymi i przyjaznymi mieszkańcami wysp  z pewnością umili jeszcze pobyt".

To wszystko święta prawda. Ale zagłębiając się bardziej  w owe  teksty można dokonać ciekawych odkryć: na przykład w zależności od biura Cabo Verde przybliża się do brzegów Afryki lub oddala.   Raz dzieli je 400 km, 450 a innym razem 500 lub 600km,  najdokładniejsi podają 620km. No niby prawda, zależy przecież od której wyspy mierzyć, ale może by jakoś te Wyspy zakotwiczyć?

Podobne rozbieżności  występują w informacjach o różnicach czasowych.  Polskę i Cabo Verde dzieli, w zależności od  oferty, od 1 do 7 godzin. Nie wiem jak wy, ale ja wybieram 1 godzinę: po co ślęczeć po nocy, by zadzwonić do przyjaciół? 

Jakby ktoś wybierał się na Wyspę Ognia czyli Fogo to z pewnością spróbuje   zobaczyć najwyższy szczyt archipelagu, Pico de Fogo, który jednak, zgodnie z informacjami pewnego biura nazywa się Chã das Caldeiras. Niby blisko, a jednak to nie to samo.

Ale, ale… w Santa Maria na wyspie Sal podobno lepiej nie wchodzić na pomost, gdzie sprzedają ryby .  Kto był , ostatnio, i przeżył niech da znać, jak to jest z tymi pomostami na Sal!  A może lepiej spytać samych Ka…No właśnie, mieszkańcy Cabo Verde to…., no jak to się mówi? Na stronie pewnego biura czytam „Kapewerdyjczycy". A niby od czego to „Kape" ? Od angielskiej nazwy Cape Verde? 

A już wyraźnego pecha do informatorów ma  miasto Mindelo. Nie tylko zmieniają mu nazwę,  ale  jeszcze odbierają prawa miejskie i czynią …wyspą, zachęcając do odwiedzenia „kolonialnej Mendelo". Albo też zamieszczają zdjęcie jego bardzo charakterystycznej ulicy, Avenida Marginal,   przy ofercie z wyspy Sal z podpisem: „Transfer: ok. 15-18 km (ok. 20 min.)" .  

A na wypad na rzeczywistą wyspę, której stolicą jest Mindelo, São Vicente, pewne biuro kusi, a jakże, wizją spotkania Cesárii  Évory: „Podobno można ją spotkać spacerującą z cygarem uliczkami pięknego, kolonialnego miasteczka Mindelo na São Vicente, skąd pochodzi". Niestety, konia z rzędem temu, kto zobaczy Cesárię spacerującą po Mindelo, nosa nie wyściubia piechotą z domu, a z cygarem dała się sfotografować dla żartu na Kubie i na tym koniec. Pali wyłącznie papierosy marki …( ciii, to byłaby reklama!) .

A, i jeszcze to straszenie obowiązkowymi szczepieniami. Wbrew podawanym przez niektóre biura informacjom obowiązku takiego nie ma, chyba, że turysta przylatuje z Afryki ( głównie z Dakaru) lub kraju zagrożonego  malarią, żółtą febrą itd.

Tak, chyba dość na dzisiaj tych odkryć. Mam nadzieję, że nic nie będzie odstraszać Polaków od zawitania na Cabo Verde, choćby tylko na Sal, nawet jeśli, jak można przeczytać na stronie biura X , „krajobraz Sal w pierwszej chwili może nieco szokować, nie ma tu zbyt wiele roślinności, a otoczenie momentami przypomina pustynię, jednak pierwsza wizyta na ogromnej plaży o drobniutkim, pudrowym piasku obmywanym jasnym turkusem wody natychmiast zmienia pierwsze wrażenia" Bo to akurat prawda.

I mam nadzieję, że zwycięzcy konkursu Radia Zet wrócą z Wysp zadowoleni, ba, nawet zauroczeni; że nie wpadną w żadną dziurę na pomoście w Santa Maria, trafią  na właściwy stożek wulkanu na Fogo i nie pomylą Mindelo z wyspą. I tego im życzę. Tylko Cesárii raczej nie zobaczą, bo w  kwietniu będzie już w trasie koncertowej. 

I tylko jednego mi szkoda. Gdy rok, dwa lata temu usilnie starałam się zainteresować nasze wydawnictwa tłumaczeniem przewodnika po Cabo Verde wszystkie machnęły lekceważaco ręką. To się nie sprzeda, usłyszałam. Jednemu z nich zaproponowałam, że …sama taki przewodnik napiszę. Zgodził się. Ale nie nadążyłam chociażby ze sprawdzaniem wszystkich dziur w pomoście na Sal. Wydawca zrezygnował…

A może jednak warto taki przewodnik wydać? Może będzie nas coraz więcej na Sal, Fogo czy Santiago? Wtedy, mając przewodnik  nie trzeba byłoby się  zastanawiać, o której godzinie przylecimy na Sal, jeśli z Europy wylecieliśmy w południe? I czy warto szukać dziury na starym pomoście w Santa Maria, skoro jest już nowy? 

Elżbieta 

 Dokument bez tytułu