W toku walki o stołki w europarlamencie wszystkie chwyty stają się dozwolone. Szczególnie jeśli kandydaci chcą zwrócić na siebie uwagę. Kandydat PSL, Janusz Piechociński, wynajął ostatnio Nigeryjczyków, aby stanęli z transparentami wyborczymi na drogach wylotowych z Warszawy.
Promocja niczego sobie. O sprawie od razu napisały gazety. I zacytowały Piechocińskiego:
„Nie sprawdzają się już klasyczne techniki kampanii, jak podkoszulki ze zdjęciem kandydata. Murzyni przyciągają wzrok i są bardziej wydajni. Dziewczyny – studentki, licealistki – rozdają 300 ulotek, a Murzyni w tym samym czasie tysiąc. Opowiadają, że są na stażu kandydackim w partii. Potem skorzystam też z ludzi w strojach indiańskich, bawarskich i góralskich. Będzie wielokulturowo.”
Jak można zrozumieć z tej wypowiedzi kandydata na europosła „Murzyn jest lepszy, bo wydajniejszy”. Ciekawe skąd takie opinie wzięły się u Piechocińskiego? Rozumiem, że kapitalizm, i czas to pieniądz, że w sumie to pochwała pracowitości, i że owi Nigeryjczycy może i zarobili, ale dlaczego kandydat do Parlamentu Europejskiego, który ma reprezentować nasz kraj w świecie, zamiast powiedzieć, że chce, aby było wielokulturowo, wypowiada się w tonie właściciela plantacji z amerykańskiego Południa?