Czasem Turystka nie może spać, ale lubi ten stan. Wysuwa się nad ranem spod moskitiery i idzie na plażę. Plaża na Lamu, cicha i pusta nawet w ciągu dnia, o tej porze, kiedy świt walczy z odchodzącą nocą, sprawia wrażenie księżycowej. Nawet wszechobecne w okolicy koty znikają.
Ale to tylko pozorny spokój. Niedługo z mroku oceanu zaczną wyłaniać się kolejne łodzie. Jeśli noc była udana, a ocean przychylny, łodzie będą pełne ryb, tradycyjnie łowionych przez mieszkańców Lamu… na żyłkę zakończoną haczykiem z przynętą, trzymaną w rękach i ciągniętą za łodzią.
Szansa obserwowania rybaków, jak cicho przybijają do brzegu i wyciągają na piasek zdobycze nocy, to nagroda za bezsenność. Nawiązuje się wtedy nić porozumienia… oni widzą dyskretne zainteresowanie ze strony Turystki, doceniają, że bez słowa przygląda im się w mroku plaży. Ona zaś czuje, że na chwilę staje się częścią ich świata, wie, że za kilka dni będzie mogła podejść bliżej, wymienić pozdrowienia i uśmiechy, zapytać czy połów się udał. I wspólnie z nimi patrzeć, jak powoli wstaje słońce i zaczyna rządzić plażą.
Shariff Mohamed zawsze wypływa sam. To rzadkość wśród rybaków Lamu – nie lubią w pojedynkę mierzyć się z oceanem i zmiennymi wiatrami. Wypływają najczęściej w kilku, często na łodzi pracują wszyscy mężczyźni i chłopcy z rodziny. Shariff Mohamed z dumą pokazuje mi złowione ryby. Mówi, że najlepiej łowi mu się samemu. Że szanuje ocean, ale nie lubi towarzystwa innych ludzi. Przyznaje, że czasem nie jest łatwo poradzić sobie z falami, żaglem i połowem. Szczególnie, gdy ryba jest bardzo duża i gwałtownie walczy o życie. – "Wtedy ja walczę z nią. To również walka o moje życie, i na razie, dzięki Bogu, udaje mi się wygrywać" – mówi stary rybak.
Marta Surowiec