Czego się spodziewasz na środku pustyni namibijskiej, trzy godziny od ostatniej osady i całe godziny jazdy od wybrzeża? Przecież nie dziewiętnastowiecznego, ceglanego zamku prosto z Europy! A tu proszę.
Jak ze snu: szalony niemiecki baron, wyznaczony do pilnowania terenów Cesarza i jego diamentów przywiózł ze sobą z Europy cały zamek, który kazał ponownie zbudować na miejscu. Kłopot w tym, że poza polowaniem na antylopy pustynne i hodowlą koni, rozrywek godnych barona w Namibii było niewiele… pomyślałam: baron miał to na własne życzenie.
A żona barona? Jak bardzo tęskniła do opery, kawiarni, katedr i dorożek jadących wśród zasypanej śniegiem Kolonii?
Marta Surowiec