Mój dzień w Afryce: Koty z Lamu

afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej Mój dzień w Afryce: Koty z Lamu

Mieszkańcy Lamu, w większości muzułmanie wychowani w kulturze Suahili, żyją z kotami w odwiecznej symbiozie. Obie strony szanują się i nie wchodzą sobie w drogę. Mało którego kota na wyspie można jednak uznać za oswojonego – owszem, chętnie skorzysta z poczęstunku ofiarowanego przez człowieka i pojawi się na brzegu, gdy rybacy wracają z połowów, ale nigdy nie wyrzeknie się niezależności. I szybko odchodzi w swoją stronę, gdy tylko ludzka obecność okaże się zbyt uciążliwa.

Mówią, że koty na archipelag przybyły przed wiekami, wraz z pierwszymi osadnikami z Egiptu. Stąd być może ich specyficzny wygląd i smukłość kociej bogini Bastet. Długie nogi, szczupłe i zwinne ciało, mała głowa na długiej szyi zwieńczona ostro zakończonymi uszami – mają w sobie szlachetność, którą utracili ich europejscy bracia. Kota z Lamu nigdy nie utuczysz, to nie leży w ich naturze – mawiają mieszkańcy.

Przez wieki stały się równoprawnymi, niezależnymi mieszkańcami Lamu – ich cicha, ale namacalna obecność, ich uważne spojrzenie, ich czułość i rezerwa, są nieodłącznymi elementami nastroju wyspy, przypominają o jej długiej i barwnej historii. Bez nich Lamu by nie istniało.

Koty mają swoje zwyczaje, skomplikowany podział terytorialny, strefy wpływów, i ulubione ścieżki. Istnieje też coś, co można chyba nazwać kocim protokołem, obowiązującym poszczególne klany, dzięki któremu tak dużo zwierząt może koegzystować na małej przestrzeni wyspy.

Wczesnym rankiem w sklepie w jednym z zaułków spotykam Naimę. Takie kobiety jak ona niezbyt często widzi się na Lamu – w pełnym makijażu utrzymującym się pewnie od poprzedniego wieczora, w kolorowej sukience, z odkrytą głową i misterną fryzurą, patrzy mi prosto w oczy. – Podobają Ci się nasze koty? – pyta. – Nie dziwię się, one są jak kobiety, jedyne w swoim rodzaju i nieodgadnione – mówi. A potem, z uśmiechem, kupuje dla mnie szklankę mleka, i radzi, żebym dała im się napić. Wkrótce wokół mnie zaczynają gromadzić się mruczące kolory, pojawiają się ze wszystkich zaułków, po to, by za chwilę odejść, stawić czoła następnemu upalnemu dniu, z ogonami wysoko uniesionymi, celującymi prosto w błękitne afrykańskie niebo.

Współistnienie z szacunkiem – tak chyba można określić tę dziwną i jak rzadko już spotykaną szlachetną symbiozę ludzi ze zwierzętami.

Marta Surowiec

 Dokument bez tytułu