Targowanie się o cenę pokoju w Lamu Town zaczęłam od, szczerego zresztą, stwierdzenia, że właściwie chętnie zostałabym tu na dłużej, jeśli tylko recepcjonista pomoże mi znaleźć jakąś pracę. Coś, co miało być żartem wywołało całkiem niespodziewaną reakcję: „Wiesz, to będzie proste, bo teraz na wyspie Niemcy kręcą film i poszukują statystów. Białych też. Jak chcesz, dam im znać i od jutra możesz pracować”.
I tak moje leniwe wakacje zamieniły się w kilka dni bardzo intratnej harówki w afrykańsko-niemieckim showbiznesie. Film miał tytuł „Africa mon Amour”, był realizowany dla niemieckiej telewizji, a akcja toczyła się podczas I wojny światowej w Tanzanii. Lamu w filmie udawało tanzański port Tanga, wówczas ważny dla Niemiec ośrodek handlowy. W związku z tym, na kilka tygodni, senne Lamu Town zamieniło się w tętniący życiem kolonialny niemiecki port z początku XX wieku. Dekoracje były tak autentyczne, że chodząc wieczorami po uliczkach zastanawiałam, się, czy ktoś przypadkiem nie przeniósł mnie w czasie.
Dzień zaczynał się od rekrutacji statystów, zarówno do ról miejscowych mieszkańców, jak i kolonizatorów. Jak można się domyślać, miejscowych, chętnych do pracy w filmie, było z reguły kilkakrotnie więcej, niż ról. Odwrotnie z białymi – Lamu to mała wyspa, praktycznie bez ruchu turystycznego, więc co rano odbywała się łapanka. Potem następowała charakteryzacja, rozdawnictwo peruk, kapeluszy, koronkowych rękawiczek i sukien dla pań, oraz mundurów dla panów. Tworzono też spektakularne rany i oblewano sztuczną krwią tych, którzy mieli szczęście w danym dniu grać zabitych i rannych, czyli ich „rola” sprowadzała się do leżenia w piachu i jęczenia.
A potem, jak to w filmie, następowały długie godziny dubli, przechadzania się przed kamerą w upalnym słońcu, i czekania na odpowiednie światło. Normalny dzień na planie.
Praca okazała się wyjątkowo intratna – za dzienną gażę mogłam opłacić pokój w pensjonacie oraz udać się na kolację. Jak na prawdziwą gwiazdę filmową przystało, objadałam się homarami. Po raz pierwszy było mnie stać, a poza tym zasłużyłam, po całodniowej pracy w showbiznesie.
Marta Surowiec