W piątek Maroko wybierało nowy parlament. Przewiduje się, że wynik tego głosowania będzie korzystny dla islamistów, związanych z Islamską Partią Sprawiedliwości i Rozwoju. Nie oznacza to, że Maroko cofnie się na swojej drodze ku budowie współczesnej demokracji.
Partia Sprawiedliwości i Rozwoju nie chce być traktowana jako radykalny ruch islamski. Jej przedstawiciele zapewniali o tym podczas swojej wizyty w Stanach Zjednoczonych, sugerując, że są idealnym sposobem na zwalczanie ruchów islamistycznych, które grożą modernizacji Maroka.
Jak sami mówią, skoro w Europie są chrześcijańscy demokraci, to w Maroku mogą być muzułmańscy demokraci.
Umiarkowani islamiści oczekują, że zdobędą przynajmniej 70 spośród 325 miejsc w izbie reprezentantów – w poprzednich wyborach w 2002 roku zdobyli 42 miejsca. Jednak politolodzy problem widzą nie w tym kto wygra wybory, ale w obowiązującej konstytucji. Jej zmiana należy do króla, który wciąż odgrywa decydującą rolę w marokańskim ustroju. I tak naprawdę to od Mohammeda VI będzie zależeć przyszłość demokracji w Maroku.
W wyborach wystartowały 33 partie polityczne. Liczenie głosów trwa. Największym problemem może okazać się coraz niższa frekwencja wyborcza. Ludzie przestali wierzyć politykom.
(lumi)