Marek Garztecki pyta: Yvonne Chaka Chaka

afryka.org Kultura Muzyka Marek Garztecki pyta: Yvonne Chaka Chaka

Ja po prostu wiem, czego chcę w życiu. Jestem swoim własnym modelem, nie kopiuję innych ludzi. Jestem bardzo bezpośrednia, kiedy mnie zdenerwujesz, powiem Ci to prosto z mostu. Jestem też bardzo zdecydowana – mówi Yvonne Chaka Chaka, gwiazda południowoafrykańskiej muzyki popularnej.

MG: Jak się czujesz dzisiaj, jako recenzentka młodych muzyków?

YC: Sama kiedyś byłam młodą artystką. Dla mnie muzyka to muzyka i dopóki bawi i uczy ludzi, to dobrze. Są pewne rodzaje muzyki, których bym nie słuchała, ale jeśli kogoś uszczęśliwiają, to OK. Byli ludzie, którzy przetarli nam szlaki, tacy jak Dorothy Masukas czy Miriam Makeba. Czasy się zmieniły i teraz mamy takie Yvonne Chaka Chaka czy Brendy Fassie. Teraz mamy młodych muzyków, którzy śpiewają rzeczy podobne do kwaito. Co mogę powiedzieć, żeby zachęcić tych ludzi do śpiewania czegoś sensownego i co będzie miało walor edukacyjny? Oni przychodzą z innym beatem, ten beat uwielbia publiczność. Inni natomiast nadal śpiewają teksty zaangażowane politycznie. Tak też jest ze mną – inspiruje mnie świat, który widzę wokół siebie, na przykład dzieci, które umierają każdego dnia, ponieważ ich ojcowie walczą ze sobą.

MG: A „Saphel’isizwe”, piosenka, która zaczyna się od strzelaniny?

YC: Ten tytuł oznacza: „Naród umiera”, w piosence śpiewam: „Przestańcie się zabijać”. Każdy obecnie wskazuje palcem winnego, ale nikt nie usiądzie, żeby spokojnie rozwiązać sprawę.

MG: To wydaje się bardzo zbliżone do piosenki Chicco, którą wykonuje z chórem dziecięcym.

YC: Chicco komponuje większość moich piosenek, dużo z nim pracuję. Uważam go za wspaniałego artystę, a on rozumie muzykę, którą kocham. Sama piszę większość tekstów, a Chicco przychodzi z rytmem, i w końcu, wspólnie, dochodzimy do melodii.

MG: Porównując Twoje dwie ostatnie płyty, „The Power of Africa” i „Bombani”, wydaje mi się, że na tej drugiej brzmisz trochę jak za dawnych czasów, jakby bardziej wolna.

YC: Współpracowałam z różnymi ludźmi przy „The Power of Africa”, chciałam dać im szansę i muszę powiedzieć, że bardzo się z tego cieszę. Używaliśmy dużo rogów i skrzypiec na tej płycie.

MG: Spośród Twoich albumów, który lubisz najbardziej?

YC: Wszystkie, ponieważ w każdy z nich włożyłam mnóstwo pracy, kawałek siebie. Problem w Południowej Afryce polega na tym, że na płycie nagrywasz 12 utworów, a stacje radiowe i tak puszczają cięgle jeden. Piszesz całą tę muzykę, a ludzie i tak mają szansę poznać tylko jedną piosenkę. Na początku kariery współpracowałam z Dephone Records, to była mała wytwórnia, ale ludzie, którzy tam pracowali potrafili wypromować nawet 3 piosenki z jednej płyty, tak, że w ciągu roku mieliśmy nawet kilka wielkich hitów. To właśnie dzięki temu zdobyłam tak dużą popularność i dlatego zaczęto nazywać mnie „Księżniczką Afryki”.

MG: Dużo pisało się w prasie o Twojej rywalizacji z Brendą. Chicco na przykład pisał dla was obu. Jak to było naprawę?

YC: Brenda zaczynała z Big Dudes, ja byłam zawsze z Chicco, od pierwszego dnia. Kiedy Brenda zaczynała śpiewać, długo, długo przede mną, ja jeszcze byłam w szkole. Byli wtedy też inni muzycy, ale nikt się z nią nie porównywał. Ona była daleko przed nimi wszystkimi. I, zabawnie, jak ja wkroczyłam na scenę, ona nigdy nie powiedziała na mnie złego słowa. To media wyolbrzymiły rzekomy konflikt między nami.

MG: Twoje życie osobiste wygląda na niesłychanie poukładane.

YC: Ja po prostu wiem, czego chcę w życiu. Jestem swoim własnym modelem, nie kopiuję innych ludzi. Jestem bardzo bezpośrednia, kiedy mnie zdenerwujesz, powiem Ci to prosto z mostu. Jestem też bardzo zdecydowana. Myślę, też, że zawsze miałam oparcie w rodzinie, oni zawsze stali za mną: moja matka, siostry, mąż czy dzieci.

MG: Śpiewasz jedną piosenkę w języku Shona: „Kana Uchuchema”. Czy masz krewnych w Zimbabwe?

YC: Nie wierzę, jaką dobrą masz pamięć! Ale nie, moja matka jest ze Suazi, nikt w domu nie mówi w Shona.

MG: Podczas koncertów często odnosisz się do sytuacji kobiet w RPA. Kiedyś tam byłem i uderzyło mnie, jak bardzo szowinistyczny jest to kraj.

YC: To się zmienia, mamy wiele silnych kobiet: Graca Machel, Winnie Mandela.

MG: Ale te kobiety już mają wysoką pozycję. Czy masz natomiast jakieś przesłanie dla zwykłych ludzi?

YC: O tak, mojej muzyki słuchają wszyscy: biedacy, ludzie wykształceni, mężczyźni na ulicach. Mam to szczęście, że potrafię dogadać się ze wszystkimi – i z żebrakiem i z intelektualistą. I zawsze, kiedy mogę, staram się pomagać, a także dzielić się swoją wiedzą. Szczególnie, że mój status gwiazdy pomaga otworzyć wiele drzwi. Teraz na przykład jestem zaangażowana w program nauczania dla dorosłych – specjalizuję się w literaturze.

MG: W jakim kierunku muzycznym teraz idziesz?

YC: Nie chcę zbyt daleko odchodzić od muzyki, którą teraz śpiewam. Za każdym razem, kiedy wytwórnia płytowa mówi mi, żebym nagrała wersję dla Europy czy Ameryki odpowiadam, że Michael Jackson robi tylko jedną piosenkę dla całego świata, bez specjalnych wersji dla Afryki czy Europy. Dlaczego więc moja muzyka powinna się zmieniać? Powinni ją zaakceptować, albo zapomnieć o niej w ogóle! Ladysmith Mambazo – jestem dumna z tego, co robią! Śpiewają a capella od trzydziestu lat, ale dopiero teraz świat ich docenia. Ja tez chcę, żeby doceniono moją muzykę taka, jaka jest.

Rozmawiał Marek Garztecki

 Dokument bez tytułu