Afrykańscy artyści bardzo rzadko odwiedzają Polskę. Z tym większą radością przywitaliśmy koncert malijskiego duetu – Amadou i Mariam. 17 marca to do nich należała sala Palladium w Warszawie.
Przyjęło się w naszym kraju, że nie warto zapraszać gwiazd world music. Straszyła wizja pustej sali, a przede wszystkim kieszeni organizatora trasy koncertowej takich wykonawców. Jednak występ Amadou i Mariam pozwolił uwierzyć, że z naszą publicznością nie jest aż tak źle. I nie wszyscy szukają odgrzewanych legend muzyki popularnej. Chcą słuchać inaczej niż zalecają polskie rozgłośnie radiowe uwikłane w układy z wielkimi wytwórniami płytowymi, które muszą zapewnić zbyt swoim superpodukcjom.
Jest miejsce na muzykę przez duże M.
Oczywiście Warszawa stanowi wyjątek na mapie Polski. Jest tutaj łatwiej przyciągnąć ludzi na koncert, który stanowi alternatywę dla 'nieśmiertelnej grupy Vox' na powiatowym pikniku lub didżejów w obskurnych klubach, grających "muzykę klubową".
Amadou i Mariam wprowadzili nas w świat rytmu. W świat trudny do sklasyfikowania. Nie możemy mówić o fuzji. O naśladownictwie. Wystarczy posłuchać, aby zrozumieć, że źródło muzyki malijskiej pary, znajduje się w nich samych. Nie jest to proste naśladowanie dźwięków, ale całość, wkomponowana w życie wykonawców.
Amadou i Mariam żyją w świecie bez obrazów. Czy taki świat może być smutny? Z pewnością byłby, gdyby nie pasja tworzenia.
Na scenie są pełni życia. A przede wszystkim radości, której brakuje naszym rodzimym wykonawcom, walczącym o popularność wśród pasażerów taksówek. Malijski duet wywołuje uczucie głodu. Po każdym utworze zagranym przez Amadou i Mariam chcemy więcej. Kiedy kończą, trudno pogodzić się z bezlitośnie upływającym czasem.
"Senegal Fast Food", czy piękna piosenka o miłości "M'BIFE", to zapis wędrówki, w którą zabiera nas malijski duet. Ich śpiew leczy. Nastraja pozytywnie do życia, bo mówi – naprawdę warto żyć.
Nie doszukamy się w życiorysie Amadou i Mariam gwiazdorstwa i pozy. Wchodząc na scenę są razem z widownią. I to jest chyba najpiękniejsze.
Koncert Amadou i Mariam był wspaniałą lekcją o Afryce. Przypomniał nam – Afryka to nie odległa planeta, miliony lat za nami, albo przed nami. To część tego samego świata. To nie półnadzy "grajkowie", ale artyści, którzy zasługują na najwyższy szacunek.
Paweł Średziński