Kto ma rację? Togijscy uchodźcy w Beninie

afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej Kto ma rację? Togijscy uchodźcy w Beninie

Po zamieszkach, spowodowanych śmiercią prezydenta Gnassingbé Eyademy w lutym 2005 roku oraz po wyborach prezydenckich w kwietniu tego samego roku, w których zwycięstwo odniósł jego syn Faure, tysiące Togijczyków, głównie z obozu opozycji, skupiającej się w szeregach partii UFC (Union des forces du changement) uciekło z kraju w obawie przed represjami. Było ich około 40 tysięcy.

Dla uciekających, przeważnie do Ghany (15 000) i Beninu (25 000), powstawały obozy dla uchodźców, budowane przede wszystkim przez Biuro Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do Spraw Uchodźców (UNHCR), UNICEF oraz Czerwony Krzyż, a także wspierane przez inne organizacje międzynarodowe i pozarządowe.

Jeden z takich obozów został utworzony w Agamé, w południowym w Beninie, a w chwili jego powstania przebywało tam około 7500 uchodźców. Obóz powstał we wrześniu 2005, a nastroje związane z jego tworzeniem nacechowane były dość agresywną postawą społeczności lokalnej wobec przybywających tam Togijczyków. Natomiast wśród grupy przesiedleńców dominował strach oraz brak zaufania zarówno wobec własnego rządu – partii rządzącej od ponad 40 lat, będącej powodem zamieszek, jak i wobec organizacji międzynarodowych, które uchodźcy obwiniali za wspieranie reżimu togijskiego.

W roku 2006 rząd togijski, mając na celu przywrócenie stabilności wewnętrznej, ponowne nawiązanie współpracy międzynarodowej oraz rozwój ekonomiczny kraju, rozpoczął reformy polityczne oraz ekonomiczne. Jednym z działań było opracowanie programu mającego na celu powrót uchodźców do kraju. W ten sposób świat zewnętrzny jak i ludność togijska mieli uwierzyć, iż rząd jest godny zaufania i że dochodzi do pojednania wewnętrznego. W roku 2007 został podpisany układ trójstronny, pomiędzy państwem benińskim, togijskim oraz ONZ reprezentowanym przez UNHCR. W ramach postanowień tego układu Togo zobowiązało się działać na rzecz powrotu uchodźców do miejsc zamieszkania oraz zaprzestać jakichkolwiek represji wobec powracających. Z kolei Benin zobowiązał się do nie wyrzucania ze swoich terenów Togijczyków, ale do wspierania ich dobrowolnego powrotu w rodzinne strony. ONZ zobowiązała się z jednej strony do nie zamykania obozu, z racji tego, iż powroty miały być dobrowolne, a z drugiej strony do co najmniej minimalnego finansowego utrzymywania obozu do końca roku 2008.

W ramach postanowień układów trójstronnych (jeden zawarty z Beninem, drugi z Ghaną) zbiegli Togijczycy wracali do kraju. Według układów trójstronnych rząd zaczął tworzyć dla uchodźców specjalne centra przyjęć oraz starał się zapewnić im minimalne środki do życia na początek. Tak przynajmniej to wyglądało na papierze. Większość uchodźców powróciła do kraju.

Obóz w Agamé również powoli się zmniejszał, a w grudniu 2007 został częściowo zamknięty przez UNHCR i inne wspierające go organizacje.

Co się okazało? We wrześniu 2008 w obozie ciągle znajduje się 3300 osób. W zaistniałej sytuacji UNHCR zobowiązał się do dalszego wspierania obozu jedynie poprzez dostawę i opłatę za elektryczność i wodę, zastrzegając, że pomoc ta zakończy się w grudniu br. wraz z ostateczną likwidacją obozu. Uchodźcy z Agamé odmawiają powrotu do kraju, utrzymując, iż sytuacja polityczna w Togo jest nadal niestabilna, że będą ich czekały różnego rodzaju represje po powrocie oraz że jest im bezpieczniej pozostać w obozie. Mówią też, iż oczekują na nowe wybory prezydenckie, które mają się odbyć w roku 2010. Domagają się zmiany na stanowisku prezydenta Togo, koncentrując się w niewielkim jedynie stopniu na przeprowadzonych w październiku 2007 wyborach parlamentarnych.

Gdzie leży prawda?

Z jednej strony organizacje międzynarodowe zamykają obozy w ramach postanowień układów trójstronnych. Wiele uchodźców rzeczywiście powróciło do kraju. Jak można przypuszczać, żyją w pokoju i pewnej stabilności. Można więc uznać, iż te osoby, które powróciły, bardzo chciały znaleźć się znowu na własnej ziemi.

Dlaczego więc tak dużo osób wciąż odmawia powrotu do rodzimego kraju?

Zdaniem uchodźców z Agamé, w większości znajdują się na tzw. „Czarnych listach” obecnego rządu i ich ewentualny powrót groziłby kontynuacją prześladowań i represji. Ponadto wciąż nie mogą zapomnieć cierpienia, straty najbliższych i okrucieństwa z roku 2005. Jedna z tez brzmi również, iż osoby te czymś zawiniły podczas zamieszek i że grożą im kary więzienia oraz represje „sąsiedzkie”, tak bardzo częste w Afryce. Można przypuszczać, że niektóre z tych osób podczas wyborów w kwietniu 2005 pobiły lub nawet zabiły żołnierzy, którzy grożąc im karabinami, zmuszali ich do glosowania na kandydata partii rządzącej. Mogło być również tak, że są to zwykli przestępcy, którzy tylko zyskali na zamieszkach i zbiegli, utrzymując obecnie, iż są uchodźcami politycznymi. Tak zwane represje/kary sąsiedzkie w Afryce z reguły kończą się śmiercią osoby uznanej za winną. Nic więc dziwnego, że co niektórzy nie mają ochoty na powrót.

Osoby w obozie Agamé czują się bezradne, twierdzą, iż nikt się już nimi nie interesuje i że zostały zdane tylko na siebie. Z drugiej strony trzeba pamiętać, iż warunki panujące w obozie są dla wielu osób o wiele lepsze niż te panujące na terenach, skąd pochodzą. Zaledwie 28% domostw w Togo posiada prąd (4% na terenach rolniczych), natomiast aż 43% populacji nie ma dostępu do wody pitnej. W obozie jest woda i prąd. W Togo większość mieszkańców nie ma pracy, tak wiec każdy następny dzień to szukanie środków do życia w jakikolwiek sposób, aby opłacić jedzenie dla rodziny, szkołę dla dzieci oraz zapewnić podstawową opiekę medyczną.

Obóz w Agame jest otwarty, tak więc osoby tam przebywające mogą wyjść i wejść w każdej chwili, iść do miasteczka, starać się o pracę itd. Na noc wracają do domu (namiotu), gdzie mają prąd i wodę. Na własnej ziemi prawdopodobnie musieliby jeszcze przynieść wodę z miejsca odległego o wiele kilometrów oraz zadbać o oświetlenie domu (w większości w postaci świeczek lub lampek).

Pojawia się również problem z ludnością miejscową. Agamé to dość małe miasteczko, gdzie każdy teren nadający się pod uprawę jest na wagę złota. Obóz znajduje się na dość żyznym terenie, gdzie uchodźcy stworzyli wielki ogród, w którym uprawiają żywność wraz z lokalną społecznością.

Zdaniem przedstawicieli organizacji międzynarodowych wielu uciekinierów z Togo ma nadzieje na wyjazd do Europy lub USA jako uchodźca. Podobno niektórym osobom udało się to i ci, którzy nadal są w obozie czekają na podobną okazję. Organizacje międzynarodowe zauważyły taką tendencję i dlatego podjęły środki pośrednie, takie jak zaprzestanie opłacania szkolnictwa czy opieki medycznej, aby chociaż w ten sposób zachęcić uchodźców do powrotu do Togo.

Rząd w Beninie zakazuje oficjalnych odwiedzin i wizyt osobom obcym w obozie. Nam się udało! Choć pojechaliśmy bez wymaganych formalnych pozwoleń od władz lokalnych, których zażądał pilnujący obozu beniński żołnierz (jeden z dwóch), zostaliśmy szybko przejęci przez sympatycznego Togijczyka z Rady Obozowej, który ucieszył się na nasz widok. Oprowadził nas po całym terytorium, opisując warunki życiowe, historię obozu i obecne problemy.

Rząd Beninu oraz władza lokalna miasteczka i prowincji jest krytykowana przez uchodźców za odmawianie obecnie, czyli w chwili rozwiązywania obozu, jakiejkolwiek pomocy (odwiedziny, wolontariusze, wizytacje itd.). benińskie władze lokalne zasłaniają się prawem do terenu zajmowanego przez społeczność uchodźczą. Należy jednak wciąż mieć na uwadze, iż jedno z najważniejszych międzynarodowych praw uchodźcy, czyli zasada non-refoulement zakazuje odesłania do kraju rodzimego osoby, której może tam grozić niebezpieczeństwo prześladowania (Art. 33 ust. Konwencji dotyczącej statusu uchodźców, 1951). Uściślają do również układy trójstronne w, ramach których Benin (oraz Ghana) zobowiązały się do działań na rzecz dobrowolnego powrotu uchodźców.

Jak można rozwiązać ten impas?

Rząd togijski mógłby ogłosić całkowitą amnestię i wtedy 3000 osób mogłoby wrócić do kraju, a wręcz zostałoby zmuszonych do powrotu, gdyż nawet, jeśli w obozie warunki są lepsze niż na ich ojczystych terenach, argument niestabilności politycznej i represji nie miałby racji bytu.

Z drugiej strony ogłoszenie całkowitej amnestii na pewno rozzłościłoby prawdziwe ofiary zamieszek, gdyż oznaczałoby to, iż osoby rzeczywiście ponoszące za nie winę, żołnierze oraz inni działający z ramienia partii rządzącej, uniknęłyby teraz kary.

Z kolei UNHCR podążając tradycyjnym schematem proceduralnym polegającym na kontynuacji akcji pomocowej jedynie do czasu wyeliminowania „realnego zagrożenia” w kraju rodzimym, przedstawia raporty na temat całkowitej stabilizacji na ziemiach togijskich i możliwości repatriacji.

Tak wiec, kto ma racje i gdzie znajduje się rozwiązanie? Czy coś można jeszcze zrobić dla grupy uchodźców z Agamé, w której około 2000 osób stanowią dzieci? Bo to właśnie one, jak to bywa w większości takich przypadków, najbardziej ucierpią z powodu problemów dorosłych!

Dorota Pańczyk i Magdalena Sikora

 Dokument bez tytułu