Korespondencja z Ghany: Zapłacił za niego kolega z boiska

afryka.org Wiadomości Sport Korespondencja z Ghany: Zapłacił za niego kolega z boiska

Solidarność pomiędzy piłkarzami z Afryki jest naprawdę niesamowita. Zresztą nie chodzi tylko o samych futbolistów. Ktoś kto zrobi zagraniczną karierę ma wręcz obowiązek pomóc nie tylko najbliższym. Często jest tak, że na to, żeby z jakiejś wioski czy miejscowości wyjechał ten czy inny młody chłopak, zrzucają się wszyscy. Potem nie ma wyjścia i musi się za to odpłacić.

Wielu pomaga jednak bezinteresownie zakładając szkółki piłkarskie. Ma taką słynny Abedi Pele w Akrze, Pascal Feindouno w Konakry, bracia Ekwueme w Okigwe, gdzie miałem przyjemność być czy Loman LuaLua w DR Konga. Są też inne rodzaje pomocy.

Przyznam, że ta historia mocno mnie poruszyła. Treningi z młodymi piłkarzami Oakzeel FC z Akry prowadzi Bismarck Kobi-Mensah. Działacze klubu podkreślali, że w przeszłości był świetnym zawodnikiem. – Miał nawet zaproszenie na testy do Manchesteru City – mówił Omeje Okechukwu Valentine, szef klubu.

Sprawdziłem w internecie. Kobi-Mensah rzeczywiście był dobry. W 1999 roku poprowadził do wygranej w mistrzostwach Afryki 17-latków reprezentację Ghany. Grał na środku pomocy „Black Starlets”. Za nim na środku defensywy występował nie kto inny, a Michael Essien.

– Wszystko zapowiadało się bardzo dobrze, a moja kariera zapowiadała się naprawdę świetnie. W finale mistrzostw Afryki pokonaliśmy pewnie Burkina Faso. Ja miałem już zaproszenie z Manchesteru City. Niestety, zdarzyło się nieszczęście, które zrujnowało moją karierę. Grałem w ligowym zespole Sekondi Hasaacas FC. Podczas jednego ze starć, tak nieszczęśliwie przekręciłem nogę w kolanie, że nabawiłem się poważnej kontuzji. W Afryce nie mamy dobrej opieki zdrowotnej, więc zabieg nie był skuteczny. Pewnie byłoby inaczej, gdybym mieszkał w Europie. Potem jeszcze próbowałem wyjeżdżać na testy do Turcji i Korei Południowej, ale to już nie było to – opowiada mi Kobi-Mensah.

Miał szczęście, a raczej mamę, która pchała go do nauki. Mimo gry w piłkę nie rzucił, jak wielu innych młodych chłopaków, szkoły. Dzięki temu skończył studia, a teraz zajmuje się trenerką.

– Mamie zawdzięczam wszystko. Gdyby nie ona, to nie wiem, gdzie byłbym dzisiaj – podkreśla. Półtora roku temu skończył kurs trenerski w Anglii. – Skończyłem go dzięki pomocy kolegi z boiska Michaela Essiena. Opłacił mi przeloty do Londynu i kurs w Reading. Zobaczyłem też kilka meczów w Premiership. Z Michaelem cały czas utrzymuję zresztą kontakt – mówi.

Pytam, jakie cele przed sobą stawia. – Na razie chcę pomóc chłopakom z Oakzeel Stars FC. A potem? Chcę zajść, jak najwyżej. Moim marzeniem jest był selekcjonerem pierwszej reprezentacji – podkreśla.

Na kim chce się wzorować? Nie na Mourinho, Guardioli czy Ancelottim. – Moim wzorem jest Cecil Jones Attuquayefio. To on prowadził nas podczas mistrzostw siedemnastolatków. Wiedział jak pracować z młodzieżą. Zresztą nie tylko. Później po raz pierwszy w historii wprowadził do finałów Pucharu Narodów drużynę Beninu – kończy swoją opowieść Bismarck Kobi-Mensah.

Michał Zichlarz, Afrykagola.pl

 Dokument bez tytułu